Oskarżony w procesie o "aferę gruntową" Piotr Ryba chce, by sąd go uniewinnił. Drugi z oskarżonych, Andrzej K., poprosił o łagodny wyrok. Prokurator żądał odpowiednio - dla Ryby i K. - czterech lat więzienia i grzywny w ramach nadzwyczajnego złagodzenia kary. Wyrok w tej sprawie ma zapaść we wtorek o 14.
W poniedziałek w Sądzie Rejonowym Warszawa Śródmieście rozpoczął się "ostatni akt" afery gruntowej. Strony zapoznały się z dodatkowymi tajnymi materiałami, a prokurator i obrona wygłosili mowy końcowe w procesie oskarżonych o płatną protekcję Andrzeja K. i Piotra Ryby.
Oskarżony Andrzej K. w ostatnim słowie powiedział tylko: - Sprowokowany popełniłem błąd. Proszę o łagodny wyrok i umożliwienie mi powrotu do życia.
Obszerne wyjaśnienia K. docenił prokurator i wniósł o to, by temu oskarżonemu wymierzyć karę grzywny, której wymiar zostałby pokryty przez kilka miesięcy pobytu w areszcie. - Przyznał się, składał obszerne wyjaśnienia. Jego wyjaśnienia przyczyniły się do ujawnienia nieprawidłowości w firmie Dialog i postawienia zarzutów 14 osobom - uzasadniał prokurator Andrzej Pasieczny . - Wyrok odbije się echem w całym kraju. Pokaże, że nie ma litości dla oskarżonego, który popełnia przestępstwo i dopuszcza się niecnych czynów - dodał oskarżyciel.
Ryba chce uniewinnienia
- Każdy z nas ma takiego Andrzeja K., który jest w stanie spuścić nas na dno. Miałem do niego zaufanie jako do przyjaciela i prawnika - mówił zaś w ostatnim słowie oskarżony Ryba. - Pomogłem wielu ludziom - także w dostępie do wicepremiera Leppera i nigdy nie pobierałem za to żadnych gratyfikacji. (...) 6 lipca 2007 r., gdy zostałem aresztowany, dostałem haniebną propozycję - obciążenia wicepremiera Andrzeja Leppera. Nie skorzystałem z niej i nie żałuję. Nigdy nie zgodziłbym się na zniszczenie człowieka - nawet za cenę własnej wolności - zakończył oskarżony i wniósł o uniewinnienie.
Adwokaci Ryby argumentowali, że gdyby nie działania CBA, ani Piotr Ryba, ani Andrzej K. nie popełniliby żadnego przestępstwa. Również obrońca Andrzeja K. kwestionował podstawy prawne działań CBA i zachęcanie K. przez udającego biznesmena agenta Biura do kontynuacji przedsięwzięcia odrolnienia ziemi na Mazurach - mimo że K. chciał się z tego wycofać.
"Oskarżony wykazał się niebywałym tupetem"
Prokurator chciał dla Piotra Ryby kary czterech lat więzienia. W uzasadnieniu podkreślał, że Ryba miał stały kontakt z urzędnikami resortu rolnictwa i wicepremierem Andrzejem Lepperem. Wyjaśnienia Ryby, że działanie Andrzeja K. to "koleżeńska przysługa" dla niego, prokuratura uznaje za niewiarygodne.
- Społeczna szkodliwość czynu jest wysoka - powiedział prokurator, podkreślając "niebywały tupet i chęć zarobienia wielkich pieniędzy przez oskarżonych - co zaprowadziło ich przed oblicze sądu".
Prokuratura uważa, że doszło do przestępstwa płatnej protekcji, bo oskarżeni podjęli się załatwienia sprawy. - Powoływali się na wpływy w instytucji państwowej - ministerstwie rolnictwa.
Zapewniali biznesmena Andrzeja Sosnowskiego (był to agent CBA), że mają takie możliwości. Proces wykazał, że oskarżeni istotnie mają wpływy w resorcie. Mimo że nie doszło do przekazania pieniędzy, doszło do przestępstwa - bo wystarczy samo powoływanie się na wpływy, co potwierdza wyrok Sądu Najwyższego z 1984 r.
Autor przecieku (wciąż) poszukiwany
Nadal nie wiadomo, kto stał za przeciekiem w końcowej fazie akcji CBA. Doszło do niego 6 lipca 2007 r. Lepper miał się wtedy spotkać z Rybą, ale spotkanie odwołał. Andrzej K., który w tym czasie w hotelu przeliczał pieniądze dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel. Wtedy obu ich zatrzymano. Przeciek z akcji bada stołeczna prokuratura.
Lider Samoobrony zapewnia, że nie miał nic wspólnego z działalnością Ryby i K., a cała akcja była prowokacją CBA. Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro deklaruje natomiast, że w sprawie ewentualnego przecieku oraz samej akcji nie ma sobie nic do zarzucenia.
Kaczmarek: to prosta sprawa
Janusz Kaczmarek, szef MSWiA w 2007 r., mówił w rozmowie telefonicznej z TVN24, że to będzie dla sądu proste rozstrzygnięcie. – Z tą sprawą miałem okazję się zetknąć jako ówczesny prokurator krajowy. Istniało uzasadnione podejrzenie przestępstwa. Były prowadzone czynności operacyjne, można więc ustalić czy było powoływanie się na wpływy – mówił. Zastrzegł jednak, że nie zna zgromadzonych później w tej sprawie materiałów. - To była jedna z wielu spraw, nie warta chyba aż tak dużego zainteresowania - dodał.
Pytany, czy bywał ostatnio w hotelu Marriott, Janusz Kaczmarek, stwierdził, że owszem. - Nie wiem czy hotel ma coś wspólnego z tą sprawą – uciął jednak. Jak sugerowała prokuratura na słynnej konferencji multimedialnej 31 sierpnia 2007 roku, Kaczmarek miał być jednym z ogniw przecieku w aferze gruntowej. Według ustaleń śledczych, w przeddzień akcji CBA spotkał się z Ryszardem Krauze właśnie w warszawskim Hotelu Marriott. Wkrótce przybył tam poseł Samoobrony Leszek Woszczerowicz, który następnego ranka miał ostrzec Andrzeja Leppera przed prowokacją CBA.
Janusz Kaczmarek zapewnia, że nie spotkał się owego dnia z Ryszardem Krauze. Najpierw twierdził, że umówił się tam z Jaromirem Netzlem, a potem zmienił wersję – zapewniał, że pojechał na drinka w hotelowej restauracji "Panorama" na 40 piętrze.
Źródło: PAP