Kluczowa sprawa to jest obywatelska czujność i czujność ze strony sił politycznych, które muszą stać na straży uczciwości wyborów - komentował w "Kropce nad i" wnioski PiS o ponowne przeliczenie głosów w wyborach do Senatu w sześciu okręgach Adrian Zandberg. - Kluczowe pytanie brzmi, kto te głosy będzie liczyć i kto będzie patrzeć na ręce tych, którzy te głosy liczą - dodał.
W poniedziałek PiS złożyło wnioski do Sądu Najwyższego w ramach protestów wyborczych. Chodzi o ponowne przeliczenie głosów w sześciu okręgach w wyborach do Senatu.
W "Kropce nad i" Adrian Zandberg, jeden z liderów Lewicy Razem i przyszły poseł, podkreślił, że "kluczowe pytanie brzmi, kto te głosy będzie liczyć i kto będzie patrzeć na ręce tych, którzy te głosy liczą".
Przyznał, że nie zdziwiła go decyzja Prawa i Sprawiedliwości, ponieważ PiS nastawiało się na zwycięstwo w okręgu nr 100 - jednym z tych, w których partia rządząca chce ponownego przeliczenia głosów. - To musiała być dla nich przykra niespodzianka - stwierdził. Dodał, że kandydatka zgłoszona przez Lewicę, wiceprezeska partii Wiosna Gabriela Morawska-Stanecka "po prostu odbiła PiS-owi ten okręg". - To jest ważna sprawa i ważne zwycięstwo, bo dzięki temu przechyliła się szala w Senacie - ocenił.
Zapytany, czy ma zaufanie do nowej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która będzie zajmować się protestami wyborczymi, przyznał, że nie ma i nazwał ją "nielegalną". Jak przekonywał, proces jej powołania "nie spełniał standardów konstytucyjnych". - Kluczowa sprawa to jest obywatelska czujność i czujność ze strony sił politycznych, które muszą stać na straży uczciwości wyborów - dodał.
"To jest trochę taka umowa, jakby ktoś sprzedał nerkę za tysiąc złotych"
W poniedziałek "Rzeczpospolita" opisała szczegóły umowy dożywocia, na mocy której prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś otrzymał od byłego AK-owca Henryka Stachowskiego między innymi kamienicę w Krakowie, w której potem działał hotel na godziny. Nieruchomość wycenioną w 2001 roku na 130 tysięcy złotych Banaś sprzedał niedawno za 4,5 miliona złotych - czytamy w poniedziałkowym wydaniu gazety. "Skapitalizowaną wartość dożywocia" Stachowskiego, który w momencie podpisania umowy miał 78 lat, wyceniono na 30 tysięcy złotych, czyli pięć razy mniej niż wartość przekazanych nieruchomości. W przeliczeniu na pięć lat życia byłego AK-owca dawało to 500 złotych miesięcznie, które miał płacić mu obecny prezes NIK - pisze dziennik.
Zandberg przyznał w "Kropce nad i", że historia opisana przez "Rzeczpospolitą" "trochę nim wstrząsnęła". - Wyobraziłem sobie jakiegoś starszego pana, w ostatnich latach swojego życia, który potrzebuje wsparcia i z drugiej strony potężną, wpływową postać życia publicznego, ekonomicznego. I oni zawierają między sobą taką umowę, dla mnie jest tu coś niemoralnego - ocenił go "Kropki nad i".
- Trzeba zadać sobie pytanie, czy my żyjemy w kraju, w którym wszystko jest ok, jeżeli można zawrzeć taką umowę. Bo to jest trochę taka umowa, jakby ktoś sprzedał nerkę za tysiąc złotych - stwierdził.
Jego zdaniem "państwo musi stać na straży tego, żeby umowy były w elementarnym stopniu sprawiedliwe". - Należy zadać sobie pytanie, co tutaj zawiodło - dodał.
Zandberg stwierdził, że afera wokół szefa NIK jest "kłopotliwa" i szkodzi samemu PiS-owi. Ubolewał jednocześnie, że "tak ważna publiczna instytucja jak Najwyższa Izba Kontroli traci autorytet przez to, że na jej czele stoi człowiek, który ma takie zarzuty".
"Ludzie coraz bardziej nabierają poczucia, że państwo to nie jest instytucja, na której można polegać"
W poniedziałek poseł Platformy Obywatelskiej-Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk poinformował o zawiadomieniu z Prokuratury Okręgowej w Warszawie o tym, że "sprawa dwóch wież trafia do kosza". Chodzi o budowę w Warszawie wieżowca przez związaną z PiS spółkę Srebrna.
Jak przekazali pełnomocnicy Geralda Birgfellnera, prokuratura odmówiła również wszczęcia śledztwa z zawiadomienia austriackiego biznesmena o możliwości popełnienia oszustwa przez Jarosława Kaczyńskiego. Prokuratura tłumaczy, że "nie zaszły okoliczności wskazujące na uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa". Obie decyzje zapadły tuż przed wyborami.
- W tej sprawie elementarna przyzwoitość wymagałaby po prostu przesłuchania osób, wobec których są postawione tak poważne zarzuty w debacie publicznej - ocenił w "Kropce nad i" Zandberg.
Według niego "każda taka kolejna historia przyczynia się do czegoś, co na dłużą metę szkodzi nam wszystkim, włącznie z Prawem i Sprawiedliwością". - Ludzie coraz bardziej nabierają poczucia, że państwo to nie jest instytucja, na której można polegać, tylko instytucja, której ci akurat rządzący używają w swoim interesie - zauważył. Lider Lewicy Razem dodał, że "nie jest to przekonanie, które urodziło się z rządami Prawa i Sprawiedliwości".
Autor: momo//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24