Mimo rządowej krucjaty przeciw dopalaczom i zamykaniu sklepów na podstawie przepisów sanitarnych, niektóre z nich próbują wznawiać działalność. - Od soboty do jednostek policji na terenie kraju przewieziono 45 osób, które zerwały plomby ze sklepów z dopalaczami lub złamały zakaz handlu tymi substancjami. Niektórym z tych osób postawiono już zarzuty - poinformował rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.
Policja apeluje, by informować ją o wszelkich próbach sprzedaży dopalaczy. Za złamanie zakazu grozi kara do 2 lat więzienia. - Sprawdzamy każdy sygnał o sklepach i innych punktach, gdzie dostępne są tego rodzaju substancje. Nie będzie przyzwolenia dla jawnego i rażącego łamania obowiązującego prawa. Apelujemy, by informować o wszelkich próbach sprzedaży dopalaczy. Dzięki takim informacjom wczoraj zamknięto siedem kolejnych punktów, w których handlowano dopalaczami - powiedział Sokołowski.
Z najnowszych informacji KGP wynika, że od czwartku do wtorku policja odnotowała 38 przypadków zatruć dopalaczami.
"Król" daje przykład
W środę zatrzymano Dawida Bratkę - właściciela sieci sklepów z dopalaczami. Bratko przyjechał do jednego ze swoich lokali w centrum Łodzi i wszedł do środka. Chwilę później został wyprowadzony ze sklepu przez policję. Bratko nie został jednak zatrzymany, bo - jak wyjaśniała rzeczniczka policji - zrywając plomby popełnił jedynie wykroczenie. Kilkanaście minut później wszedł ponownie do sklepu (towarzyszyli mu inspektorzy Sanepidu) i zaczął sprzedawać towar. Po dokonaniu transakcji został zatrzymany przez policję i przewieziony na komisariat w Łodzi. W tym przypadku - zdaniem policji - popełnił już przestępstwo. - W związku z kolejnym jawnym łamaniem prawa przez tego mężczyznę policja będzie wnioskowała do prokuratury oraz do sądu o zastosowanie wobec niego tymczasowego aresztu. Ponadto na potrzeby prowadzonego postępowania zabezpieczone zostaną wszystkie specyfiki, które znajdują się w tym sklepie - powiedział Sokołowski.
Źródło: PAP, tvn24.pl