Jeden ruch rządu sprawił, że jeden procent podatku nie trafia do organizacji pożytku publicznego. Rodzice niepełnosprawnych dzieci i niepełnosprawni są rozgoryczeni. Nie dość, że na co dzień muszą zmagać się z wieloma utrudnieniami, to w czasie pandemii jest im trudniej zbierać środki na koszty leczenia i rehabilitacji. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Bez dużych pieniędzy nie mogą się leczyć, rehabilitować, żyć. - Rocznie wydajemy mniej więcej 100 tysięcy złotych na leczenie i rehabilitację syna – mówi Agnieszka Jóźwicka. Sytuację ratują środki przekazane przez obcych ludzi - głównie z tak zwanego jednego procenta. - Możemy liczyć przede wszystkim na wsparcie obcych ludzi. Choć my nie nazywamy ich obcymi, bo ludzie się zaczynają z nami zaprzyjaźniać – przyznaje Krzysztof Nadolczak.
"Państwo je sobie zagarnia, bo jest przepis"
Jeden procent podatku od dochodu mogą przekazać osoby fizyczne, również te prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą. Wystarczy, że w zeznaniu podatkowym wybiorą organizację pożytku publicznego i środki trafią tam zamiast do budżetu państwa. Zeznanie dotychczas trzeba było złożyć do końca kwietnia, w tym roku rząd wydłużył termin do końca maja.
Przez wzgląd na pandemię była też możliwość kolejnych odroczeń, ale jak się okazuje, wówczas środki z jednego procenta już nie trafiały do potrzebujących. Krzysztof Nadolczak mówi, że jedna z firm deklarowała, że chce wpłacić na jego dziecko, ale "państwo je sobie zagarnia, bo jest przepis".
Brak wpłaty w ustawowym terminie powoduje, że cały podatek pozostaje dochodem państwa. - Jeżeli to wydłużenie czasu na zapłatę podatku było dłuższe, wówczas środki trafiły na konto budżetu państwa – potwierdza rzeczniczka Ministerstwa Finansów Iwona Prószyńska. Bo trzymanie się terminów jest konieczne, aby środki w ogóle docierały do organizacji na czas - dodaje resort.
Jednocześnie ministerstwo utrzymuje, że skala odroczeń nie była duża. - 21 milionów zeznań i zaledwie 65 tysięcy pozytywnych, to jest mniej niż pół procenta zeznań, które powinny być złożone – mówi Prószyńska. Jednak rodzice widzą niższe przelewy i pytają: dlaczego? - My nie chcemy z góry zakładać, że ktoś nas okradł, że działał na niekorzyść, ale chcemy żeby powstał dialog – wyjaśnia Agnieszka Jóźwicka.
"Mieliśmy wykaz, z którego urzędu rodzic dostaje pieniądze. Teraz tego nie ma"
Niepokój budzi też system przekazywania środków. Zamiast z poszczególnych urzędów skarbowych w tym roku wszystkie przelewy przychodzą z nowopowstałego centrum w Bydgoszczy. - Wysyłałam w różne krańce Polski ulotki i mogłam sprawdzić efektywność działań, mając informacje z jakiego urzędu pieniądze wpłynęły – zwraca uwagę Marta Galewska. Teraz takiej możliwości nie ma.
Iwona Prószyńska z Ministerstwa Finansów przekonuje, że "jedno centrum rozliczeniowe docelowo ma ułatwić i usprawnić przekazywanie jednego procenta". Jednak organizacje apelują o dotychczasową przejrzystość. Zwracają się z petycją do ministra finansów. - To jest jedyna informacja, którą mogliśmy przekazać podopiecznym, mogli monitorować zbiorki, szukać zaginionych wpłat – podkreśla dyrektor generalny fundacji Avalon Krzysztof Dobies.
Na problem zwrócili uwagę też politycy opozycji. Interpelację składa między innymi Iwona Hartwich. - Mieliśmy wykaz, z którego urzędu rodzic dostaje pieniądze. Teraz tego nie ma. Naprawdę uniemożliwia to weryfikację wpłat – zwraca uwagę posłanka Platformy Obywatelskiej.
Dodatkowo w księgowaniu zdarzają się błędy. - Mamy przyjaciół, którym z jednego PIT-a brakuje osiem tysięcy złotych. Mamy znajomych, którym na 50 sprawdzonych wpłat brakuje sześć czy siedem – opowiada Agnieszka Jóźwicka. Na takie pomyłki potrzebujących nie stać, bo jak podkreśla Krzysztof Dobies "każda wpłata jest ważna i na wagę złota".
Karolina Bałuc
Źródło: TVN24