22.07.20255 min

Thomas Rose, amerykański przedsiębiorca, wydawca i komentator, został wskazany przez prezydenta Donalda Trumpa, jako kandydat na stanowisko ambasadora USA w Polsce. We wtorek stawił się przed senacką komisją spraw zagranicznych w ramach wysłuchania przed zatwierdzeniem jego nominacji przez tę Izbę Kongresu. - Jeżeli zostanę zatwierdzony, to będę miał najłatwiejszą pracę ze wszystkich w amerykańskim korpusie dyplomatycznym - powiedział z rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN Rose. Marcin Wrona pytał go między innymi o to, jak zamierza układać sobie współpracę z polskim rządem i prezydentem, bo są oni na przeciwnych biegunach politycznych. - Moim celem jest promowanie, jeżeli będę miał szczęście i zostanę zatwierdzony, promowanie amerykańskich interesów oraz ich chronienie. Jeżeli będę miał szczęście i zostanę zatwierdzony, będę miał relacje z obydwoma blokami politycznymi - mówił kandydat. Zapewniał, że USA mają świetne relacje z premierem Donaldem Tuskiem i szefem MSZ Radosławem Sikorskim. Pytany o swoje wcześniejsze ostre słowa pod adresem szefa polskiego rządu powiedział, że nie tyle były one skierowane pod adresem premiera, co przedstawiały spojrzenie amerykańskie na sprawę potencjalnego zatrzymania Benjamina Netanjahu podczas obchodów rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz. - Ta decyzja byłaby straszna i poważnie naruszyłaby relacje polsko-amerykańskie - ocenił Rose. Kandydat na ambasadora pytany o największe wyzwania stwierdził, że "Polska może być traktowana w Stanach Zjednoczonych tak naprawdę, jak nasz 52 stan. Po Kanadzie oczywiście". - Parafrazuję tu słowa prezydenta Donalda Trumpa. Mamy naprawdę wspaniałe relacje z Polską i ogromny szacunek do waszej kultury, narodu, historii, suwerenności, agresywnego podejścia do obrony waszych interesów. Polska jest wspaniałym sojusznikiem - podsumował Rose. Rozwiń