On to zauważył, że wydatki w urzędach zawsze rosną tak by dorównać dochodom ( zasada ta obowiązuje chyba także w przypadku przeciętnego Kowalskiego :), że im więcej czasu mamy na wykonanie jakiejś pracy, tym więcej czasu nam ona zabiera i wreszcie – do czego zmierzam - że większość instytucji publicznych, a w szczególności urzędy państwowe po osiągnięciu pewnego poziomu rozwoju, dalej rozwijają się już niezależnie od tego ile pracy jest do wykonania. I same sobie przysparzają tylu zadań i tyle pracy, że zaczynają żyć własnym życiem, a świat zewnętrzny przestaje im być do czegokolwiek potrzebny ( a często wręcz przeszkadza). Dlaczego o tym piszę ? Ostatnie wydarzenia na Ukrainie przypomniały mi o tym prawie. Obserwując trwającą tam od miesięcy polityczną wojnę, która prowadziła do coraz większego paraliżu państwa, do sytuacji w której przestał działać rząd, parlament i wszystkie ważne instytucje państwowe doszedłem do wniosku, że tamtejsze „elyty” polityczne osiągnęły już właśnie taki poziom rozwoju, że– klienci, petenci o których pisał Parkinson – a w tym wypadku wyborcy do niczego nie są już im potrzebni. No, powiedzmy co kilka lat trzeba sobie o nich przypomnieć…Czy aby na pewno tylko na Ukrainie mamy do czynienia z podobną sytuacją ?
Czyżby kolejne prawo, mówiące, że każdy awansuje aż do osiągnięcia własnego progu niekompetencji aż tak powszechnie obowiązywało ???Systematyczność nie jest i nigdy nie była moją mocną stroną. Dlatego dziękuję wszystkim, którzy mimo to wciąż tu zaglądali i dorzucali od czasu do czasu swoje komentarze :)