Róbta tak dalej

Kilka dni temu uczestniczyłem w konferencji „Get inspired”. Sześcioro słynnych „guru” światowej ekonomii zapoznawało tysiąc polskich przedsiębiorców z najnowszymi trendami w gestii firm i „zasobów ludzkich”. Poprowadziłem rozmowę z jednym z owych „guru”, profesorem Wee Chow Hou’em (czyt „Łi Czau Hau”), Singapurczykiem, który języka mandaryńskiego nauczył się po trzydziestce i dzisiaj wykłada Strategię Przemysłową w tej enklawie najnowocześniejszych nauk menedżerskich, jakim jest Nanyang Business School w Singapurze.

Konferencja była ze wszech miar interesująca, profesor Wee tłumaczył co to jest „Guanxi” (czytaj „Kuanśi”, można ten termin przetłumaczyć na „koneksje”), czyli sztuka zdobycia i nie tracenia twarzy, a więc rzecz absolutnie esencjonalna we wszystkim, co się robi w Chinach. Miałem wrażenie, że nasi przedsiębiorcy siedzieli jak na tureckim kazaniu, bo o ile mają całkiem niezłą wiedzę na temat zachodnich nowinek ekonomiczno-menedżerskich, o tyle Azję lokują raczej na innej planecie. Ostatnie wiadomości o Chinach, na jakie natrafili, pochodzą z okresu PRL-u i nadal sądzą, że Chińczycy to zacofany i biedny naród. Nikt im nie powiedział, że 180 milionów Chińczyków ma dochód wyższy od średniej dochodów w UE, a 400 milionów zalicza się już do klasy średniej.

Ale to, co mi najgłębiej zapadło w pamięć to odpowiedź profesora Wee na pytanie: „jak się pan czuje, gdy płaci wysoko kwalifikowanemu robotnikowi chińskiemu dwa dolary dziennie”? - „Jeśli chcesz być przedsiębiorcą musisz dbać o maksymalną redukcję kosztów. Jeśli zamierzasz martwić się o dobrobyt twoich robotników – porzuć przemysł i idź do klasztoru”.

Cóż, prof. Wee jest człowiekiem, który przystosował do potrzeb managementu „Sztukę wojny” Sun Tsu. To właśnie takie teorie zrobiły z Chin państwo, w którym już wraz z pierwszym haustem powierza czuje się pogardę dla jednostki. Ale nie trzeba jechać do Chin, by dowiedzieć się jak mało można ludziom płacić za ich pracę…

Czy zatem wojna wszystkich przeciw wszystkim jest przyszłością wolnorynkowej gospodarki? Czy tylko Marks, Lenin i Mao Tse-tung w przemysłowej machinie potrafili dostrzec elementarną godność człowieka? Jan Paweł II zrywał sobie gardło na darmo mówiąc, że człowiek powinien być punktem odniesienia wszystkiego, co robimy?

Co się stało z takimi świetlanymi postaciami jak George Mortimer Pullmann, Adriano Olivetti czy Werner von Siemens, którzy swoją inwencję twórczą dzielili między wdrażanie najnowocześniejszych technologii a dbałość o dobrobyt swoich robotników? „Romantyczne czasy pionierów kapitalizmu” - zbywają podobne tęsknoty współcześni bossowie gospodarki – dzisiaj o czym podobnym nie może być już mowy.

Czytaj także: