Po gorącym dniu, chłodny kwietniowy wieczór. Zmierzcha. Idą objęci przez park – ona opowiada o swojej pracy, on stara się już nie myśleć o swojej.
Wspinają się na porośnięte drzewami pagórki starych fortów, potem idą wzdłuż fosy, wpatrując się w ptasi taniec na wodzie, ptasie amory. W żółtym świetle latarni dzikie kaczki podrywają się do lotu, a zaraz potem lądują, gonią się, przekomarzają, flirtują… Ich głosy mieszają się ze świergotem ptaków, zachwalających budowane przez siebie gniazda. Ostatnie wieczorne pogawędki…
Zatrzymują się, przerywają rozmowę, przywołują psa, by nie odbiegał za daleko i nie zadawał z psami, które mogłyby go zranić. Razem są bezpieczni. Na pociemniałym granacie nieba powoli wznosi się księżyc. Kolory, dźwięki, zapachy… Świat, jak utkany ze snu, odwiedzany przed snem.
Najlepsza pora dnia. Ich pora. I czegóż trzeba więcej…