I stał się cud. Wczoraj nasza eskorta zniknęła. Nikt nie czekał na nas przed hotelem, nikt nie "oprowadzał" nas po Pekinie. Czyżby prośby i protesty pomogły? Zapewniono nas, że możemy jeździć gdzie chcemy i filmować co chcemy. Ba, dostaliśmy nawet zgodę na wejście z kamerą na Plac Tiananmen.
Z polskiego punktu widzenia nie robi to takiego wrażenia, ale tu... Do niedawna, aby zrobić kilka ujęć miejsca, gdzie w bestialski sposób zamordowano tysiące ludzi trzeba było... sporo wysiłku, tak to nazwijmy. Co prawda decyzje Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego bardzo długo wędrują w teren, oczywiście już w okolicy placu natychmiast nas zatrzymano, ale ... w końcu się udało. Takie śmieszne kamyczki sprzedają tu uliczni handlarze. Podrzucają je, a one robią brruuum, zderzając się ze sobą w powietrzu. Więc jak już wracaliśmy z placu zatrzymałem się na chwilę, aby zobaczyć co to jest. Magnesiki. Specjalnie wyprofilowane, uderzają o siebie. Pewnie niedługo dotrą i do Polski. To grosze kosztuje więc chciałem kupić parkę, gdy nagle spod ziemi wyrośli policjanci. Kobiecina z którą rozmawiałem stała się przestępcą... Handel uliczny zakazany! Dla mnie magnesiki w prezencie od Chińskiej Republiki Ludowej, ją na komendę. Krzyk, płacz... w końcu ubłagaliśmy, żeby ją puścili. Ustąpili chyba tylko dlatego, ze z 80 lat miała... Tak to działa niestety:( Jak słonie w składzie porcelany jesteśmy tu trochę. Nam grozi niewiele, ale kupno głupich magnesów może być narażaniem drugiego człowieka, prośba o wypowiedź do kamery może oznaczać dla rozmówcy koniec dotychczasowego życia... Ciekawa historia z tym statywem. Od kamery znaczy się. Nie wolno używać. Czemu? Bo nie. Bo ruch blokuje, bo zbiegowisko wywołuje, bo coś tam jeszcze. A wiatrzysko tu okrutne. Podobno całkiem niedawno ktoś wpadł na taki genialny pomysł... Przyznaję szczerze - zawsze myślałem że Pekin to chińskie miasto. Z zatłoczonymi, wąskimi uliczkami, knajpkami, handlarzami... Domkami z powyginanymi dachami... A tu niespodzianka. Pekin to miasto socjalistyczne. Socrealistyczne. Wielkie betonowe blokowiska równie dobrze mogłyby powstać w NRD, PRL-u czy Związku Radzieckim. 12 milionów mieszkańców! Tych ludzi w ogóle nie widać! Ogromne place, potężne ulice, gigantyczne puste przestrzenie... giną w tym wszystkim. A obok nowoczesne biurowce i centra handlowe, takie jak w Warszawie. No nie, ładniejsze. Większe. Imponujące. I gdzieś na boczku, schowana, odrobinka chińskich Chin. Prawdziwa odrobinka. Czy Chińczycy jedzą psy? Pewnie, że jedzą! Ale coraz mniej. Coraz więcej ludzi kocha i hoduje psy. Knajpek z psim żarciem zostało niewiele. W Pekinie. Ale jedzą za to mnóstwo innych fajnych rzeczy. Dziś na obiad mieliśmy na przykład żabę. Wieeeelką ropuchę pokrojoną na kawałeczki razem z kostkami (i tu od razu wytłumaczenie dlaczego w restauracjach tak często się pluje - a jak wydłubać tych kilkanaście kosteczek z jednego kawałka?! Kurczaki i inne kaczki też często tak kroją:). No i te wszystkie robaki, oczy, łapy, głowy, uszy, ogony... Czasem lepiej nie wiedzieć co się je:) Smakuje za to bardzo zacnie. Ale ryżu nie jedzą. Niespodzianka? Ryż jest dla biedaków. W restauracji za każdym razem wywołujemy zdziwienie gdy zamawiamy ryż. 10 razy musimy powtarzać. I dodawać żeby podano go razem z daniem głównym, a nie po. Chińczycy o ile zamawiają ryż, to właśnie po posiłku, jako taki tani zapychacz. Oczywiście bogaci Chińczycy. Pluje się w restauracjach i pluje na ulicach. Na szczęście jest to ginący zwyczaj, ale wciąż bardzo powszechny. W restauracjach - tłumaczyłem, a na ulicach? Może to przez to suche powietrze? Wilgotność 10%. Pustynia. I ten wiatr znad Gobi. Ten piach wszędzie. Do dziś nie mogę pozbyć się resztek przeziębienia, które przywiozłem ze sobą z Polski. Nie w tym klimacie. No i nie w tej temperaturze. W porywach do 12 stopni. A wiatr hula miedzy tymi blokami... To nie jest analiza sytuacji społeczno-politycznej w Chinach. To nie jest apel do chińskich władz o poszanowanie praw człowieka i obywatela. To jest blog. Mój blog. Moje własne, bardzo luźne przemyślenia po kilkunastu godzinach biegania z kamerą w bardzo dziwnych okolicznościach przyrody. Wsród bardzo sympatycznych ludzi, żyjących w post-orwellowskim świecie, szczęśliwych, że jest 100 razy lepiej niż 10 lat temu, ludzi, dla których wszystko jest OK, ludzi, którzy nie do końca wiedzą, że dzisiejsze Chiny są wciąż bardzo daleko od OK... To na koniec historyjka z kantoru. Jarek - mój operator - wymienia dolary. Banknot 50 dolarowy. A chce wymienić 30. 40? - pyta pani. 30 - odpowiada. 40? 30! I tak ze trzy razy. W końcu dostaje plik juanow. A gdzie 20 dolarów reszty? Na kwicie jak byk stoi, że wymienił 30! Pozostałe 20 dostał jednak w juanach, bo przepisy nie pozwalają na wydawanie reszty w dolarach. Cala dyskusja dotyczyła tylko tego co zapisać na kwitku:) I jeszcze tylko pozdrowienia dla pracowników ambasady chińskiej w Warszawie i wszystkich nowych (i starych oczywiście też) czytelników mojego bloga:)