Charakterystyczny gwizd przy dodawaniu gazu, niezapomniany zapach tapicerki ze sztucznej skóry w kolorze brąz i lakier „kość słoniowa” zwany również „niemytymi zębami”. Cud motoryzacji Polski Ludowej, FSO 1500 L, Kredens. Moja ślubna limuzyna.
Wieczorem przetaczałem Kredensa z Piaseczna, gdzie od lat spoczywał w cieniu drzewa, do warsztatu w Łomiankach. Kto nie zna podwarszawskiej geografii – już wyjaśniam: do przejechania całe miasto, jakieś 50-60 kilometrów. Szło opornie. Limuzyna była najwyraźniej spragniona – i jazdy i benzyny, bo bez ssania ani rusz. Podobno zapchała się jakaś dysza. Co gorsza, wskaźnik paliwa nie działał („Eee, pływak utonął” – skwitował potem mechanik) więc nie wiedzieliśmy, czy Kredens nam się nie rozkraczy w centrum. Dzielnie jednak dojechał, a dzięki koniecznej przy tej operacji ostrożności, już wiem, jakim autem jeździ osoba, która wprowadziła na trzypasmowych drogach przelotowych w mieście stołecznym ograniczenie do 50 kilometrów na godzinę. Kredensem. Wyprzedzały nas śmieciarki, rady nie daliśmy również miejskim autobusom.
Szczerze przyznam, do Kredensa mam sentyment. Gwizd zaworów przypomina o pościgach porucznika Borewicza, taśma wyznaczająca prędkość dochodzi do osiemdziesiątki, chlapacze gdzieś zgubiliśmy a air-condition zapewniają przerdzewiałe dziury. Na podsufitce piękna tapicerka w maleńkie dziurki. Identyczne jak te, które jako osesek powiększałem szpikulcem parasola, gdy nudziłem się w popsutym akurat (a akurat zdarzało się to często, bo ten typ tak ma) Fiacie mojego ojca. Jak w reklamie Mastercard, „odzyskać pierwszy samochód taty”. Dla mnie Duży Fiat był właśnie pierwszym samochodem taty – no i poniekąd moim też. Decyzja, czym jechać do ślubu, mogła być tylko jedna.
Przekonywanie Narzeczonej trwało dosyć długo – bo ona już niestety kompletnie nie czuje sentymentu do smrodzącej, strzelającej i humorzastej maszyny. Nawet nie przemawia do niej, że to pojazd na stylowej włoskiej licencji. Ale coś za coś. Ja mam być dodatkiem do sukni, to przynajmniej w drodze suknia spocznie w Kredensie. Tylko jeszcze muszę wygonić Świadka zza kierownicy. Każdy chce poprowadzić takie cudo.