Niemiłosiernie trzęsie, a na każdej z licznych nierówności drogi rytmicznie klekoczą szyby. Kiedy bierze zakręt, swój koncert zaczyna skrzypiący przegub. Ach, ten przegub! Pełen dziur, z których podczas deszczu leje się woda. Cały pocerowany metalowymi zszywkami. I jeszcze zapach gnijącej po latach gumy. Przy przegubie barierki, na których jako dziecko uwielbiałem siadać, patrząc z góry na współpasażerów. Jakoś wtedy nikomu taka podróż nie przeszkadzała.Jako szkrab - jak każdy szkrab - uwielbiałem siadać w pierwszym rzędzie przy kierowcy i obserwować jak prowadzi pojazd. Przez kilka lat całkiem serio myślałem, żeby w przyszłości siedzieć za kółkiem... Siedzieć jak siedzieć, kółko jak kółko - ale te guziki do otwierania drzwi, to dopiero była fascynująca perspektywa! Naciskasz, słychać pssss, potem łubudu i drzwi się otwierają. Znowu naciskasz, bzzzzzzz, psssss, łubudu. Drzwi się zamykają, babcie przycinają.Kiedy byłem ciut większy, czekałem na moment, gdy tak już podrosnę, że będę mógł się chwycić górnej poręczy. A kiedy już jej dosięgałem - czyli pewnie tak koło szóstej klasy - doceniłem z kolei urok podróży na końcu. Tam, gdzie galeria dla publiczności przy panoramicznej szybie pozwalała podziwiać widoki Warszawy. Podróż z centrum do domu trwała zwykle 40 minut, więc czasu na podziwianie było sporo. W liceum człowiek już na tyle wyrósł, że najlepszym miejscem w Ikarusie okazały się fotele tyłem do kierunku jazdy oferujące niedościgniony dziś nawet w Boeingu Dreamlinerze komfort podróży z wyciągniętymi nogami.No ale dziś prawdziwych Ikarusów już nie ma. Te, które jeszcze jeżdżą, to najczęściej (aby zachować integralność karoseryjną, czyli nie rozpaść się po drodze) musiały przejść generalny remont. Zresztą - ile ich jeździ? Poza Warszawą chyba większość polskich miast już się węgierskich cudów pozbyła. Właśnie - mam wrażenie, że to wcale nie Tokaj i nie Gulasz, ale Ikarus jest prawdziwym hitem eksportowym Węgier. Przecież tymi autobusami jeździli wszyscy obywatele demokracji ludowych - od Władywostoku po Hawanę. Wtedy Ikarus nie miał jednak szczęścia do promocji i marketingu. Dopiero dziś odbiera hołdy wdzięczności. Bo czy ktoś słyszał o wystawie malarskiej poświęconej autobusowi miejskiemu? Nie? A była - w Warszawie i to naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego. W roli głównej Ikarus w wersji classic.