Łukasz Ciepliński. Odznaczony pośmiertnie w Święto 3-ego Maja Orderem Orła Białego. Jego nazwisko, wyróżnione obok Zbigniewa Herberta (mojego poetyckiego Mistrza), większości z nas, tym urodzonym po wojnie nie mówi nic… Czuję się w obowiązku przypomnieć sylwetkę pułkownika Cieplińskiego, wielkiego Patrioty, wspaniałego przywódcy, człowieka wielkiej wiary.
Podpułkownik Łukasz Ciepliński PS. „Pług”, „Ostrowski”, „Antek” był oficerem Wojska Polskiego, w kampanii wrześniowej wyróżnił się w bitwie nad Bzurą. Osobiście zniszczył sześć nacierających czołgów niemieckich, za co odznaczono go Krzyżem Virtuti Militari. Potem bronił Warszawy, podjął walkę w AK, jako komendant Obwodu Rzeszów. Kiedy wkroczyła Armia Czerwona działał w Delegaturze Sił Zbrojnych i WiN. Był ostatnim prezesem Zarządu Głównego WiN aż do aresztowania w styczniu 1947 roku.
Moi rodzice mieli szczęście znać żonę pułkownika - panią Jadwigę Cieplińską. Gościli ją u nas w domu, wsłuchiwali się w jej opowieści, czytali więzienne listy pisane grypsem, zawinięte w rąbek chusteczki, spisywane na papierze przemycanych przez adwokata pudełek papierosów Wawel..
Nigdy nie pisał o sobie. Prosił o mądre wychowanie Andrzeja, ich syna. Pocieszał i dziękował Opatrzności za wspaniałą żonę. Rozumiejącą, cierpliwą, kochającą. Był przekonany, że te „czasy szatana”, jak je nazywał -szybko miną. Że nie warto rozpaczać, nie warto się martwić. Nie warto się martwić, mimo doniesień o torturach, dręczeniu fizycznym i psychicznym. Mimo brutalnego śledztwa, trwającego 3 lata nie wydał nikogo, nie przyznał się do zdrady, o którą go oskarżano. Kiedy kazano mu oddać medalik z Matką Boską, który nosił na piersi - połknął go. Z krótkich listów wypływał spokój, z jakim znosił swój los.
I wreszcie proces, który od początku do końca był koszmarną farsą. Obelgi i zniewagi ze strony prokuratora i sędziów. Sala wypełniona funkcjonariuszami UB a obrońcy wnoszą jedynie o łagodne wyroki. Przez 3 dni relacje z tego „procesu” zamieszcza prasa. To wtedy, pierwszy i ostatni raz pułkownik Ciepliński może zobaczyć syna. Mały Andrzej ma 3 lata. Ciepliński żegna go znakiem Krzyża. Chwilę potem wyrok. Pięciokrotna kara śmierci.
Przez wiele miesięcy Pani Jadwiga nie dostała żadnego listu. Nie wiedziała co się dzieje. Pewnego marcowego dnia 1951 roku Pani Wisi powiedziano, by nie przynosić więcej paczek.
Gryps Łukasza Cieplińskiego do żony i syna z grudnia 1950 r.: Wisiu! Wierzę, że Chrystus zwycięży! Polska niepodległość odzyska, a godność ludzka zostanie przywrócona. Wierzę, że dziecko wychowasz na dobrego Polaka. Wierzę wreszcie w Ciebie, Andrzejku! Wierzę, że żył, pracował i działał będziesz dla tych samych świętości - to moje wielkie szczęście. Łukasz