- Sześć lat po aresztowaniu byłego szefa PZU Życie śledztwa prokuratury wciąż stoją w miejscu. A on sam wraca do biznesu - ujawnia "Puls Biznesu".
Prawie trzy lata spędzone w areszcie nie zniechęciły Grzegorza Wieczerzaka do robienia interesów. Duża w tym zasługa prokuratury, która spartoliła wielkie śledztwo prowadzone przeciw niemu. Wiele wskazuje na to, że sprawa wielomilionowych nadużyć w PZU Życie, określana największą aferą III RP, skończy się największą kompromitacją organów ścigania. Kolejne wątki śledztwa są systematycznie umarzane, a te prowadzone czekają na umorzenie. O Na początku śledztwa popełniono takie błędy, że z większości wątków niczego nie da się „wycisnąć”. Chodzi nie tylko o nieprawidłowe opinie biegłych, ale też o brak przeszukań siedzib zamieszanych w sprawę spółek czy nieumiejętne przesłuchania O wyjawia prokurator prowadzący dziś jeden z głównych wątków śledztwa. Nic dziwnego, że coraz więcej postępowań jest umarzanych, a te, które wciąż są prowadzone, jak mówią śledczy, „utknęły w martwym punkcie”. O braku wiary w sukces świadczy też to, że ostatnio spora część materiałów ze stołecznej prokuratury apelacyjnej trafiła do niższej rangą okręgowej. I tam czeka na umorzenie. Tymczasem były szef PZU Życie, nie zważając na prowadzone przeciw niemu śledztwa, oficjalnie przejmuje władzę w firmach, które do tej pory miał kontrolować O ale po cichu. Taka informacja dotarła do „PB” przed kilkoma tygodniami. Według gazety, do swojego stanu posiadania (dwie stadniny koni) Grzegorz Wieczerzak nie tylko dołożył udziały w jednej firmie, ale założył także trzy inne spółki. Został prezesem w dwóch kolejnych, w trzech - prokurentem. W jeszcze dwóch władze przejęli jego bliscy współpracownicy. A co najciekawsze, nazwy większości z tych firm przewijają się w aktach afery PZU Życie - podkreśla "Puls Biznesu".
Źródło: "Puls Biznesu"