- Ona bardzo go kochała. Lubiła chwalić się rodziną - mówią sąsiedzi 69-letniej kobiety, która zginęła z rąk 24-letniego wnuka. Zabił, bo potrzebował mieszkania babci do otwarcia biznesu. Do zbrodni doszło w październiku, teraz śledczy skończyli śledztwo w tej sprawie.
Oskarżony od samego początku śledztwa przyznawał się do winy. Prokuratorom powiedział, że zadał śmiertelne ciosy swojej babci w czasie kłótni.
- Mężczyzna opowiedział, że od dwóch miesięcy namawiał ją do tego, aby przekazała mu jej lokum. Oskarżony planował otworzyć w nim tak zwany pokój zagadek - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Kobieta miała - według 24-latka - nie potrzebować już własnego mieszkania, bo przeprowadziła się do mieszkającego piętro wyżej konkubenta.
W zeszłym roku, 14 października wnuk starał się po raz kolejny przekonać babcię do swojego pomysłu na biznes. Skończyło się tragedią.
Nóż, wózek sklepowy i zwłoki w piwnicy
- Krytycznego dnia poszkodowana przebywała w mieszkaniu konkubenta. Tam odwiedził ją oskarżony. Po 30 minutach zeszli do mieszkania 69-latki - opowiada Kopania.
Tam - jak wynika z ustaleń śledztwa - doszło do tragedii.
- Rozmowa przekształciła się w kłótnię. Oskarżony zaczął szarpać 69-latkę za ubranie. Potem złapał za rękę, w której trzymała nóż, wyrwał go i zadał cztery ciosy w szyję - tłumaczy prokurator Kopania.
Zaatakowana kobieta straciła przytomność. Wtedy 24-latek miał - jak zeznał - zdjąć z siebie koszulkę i przyłożył do babci. Chciał w ten sposób zatamować krwawienie. Potem wnuk znalazł właz w przedpokoju prowadzący do piwnicy.
Tam mężczyzna schował zwłoki kobiety i ukrył nóż. Następnie posprzątał ślady krwi, przebrał się i opuścił mieszkanie, zabierając ze sobą zakrwawione przedmioty.
- Dzień później oprowadził po mieszkaniu swojego brata, który razem z nim miał prowadzić biznes. Skłamał, że babcia wreszcie przystała na jego plan - tłumaczy prokurator.
Kilka dni później chciał pozbyć się zwłok babci. W tym celu ukradł spod jednego z marketów wózek transportowy. Okazało się jednak, że jest on zbyt szeroki, żeby przejść przez drzwi mieszkania zabitej. Dlatego też 24-latek wciągnął go przez okno. Śledczym przyznał się, że jego plan nie zakładał takich problemów, dlatego nie miał potem pomysłu, co zrobić z ciałem zabitej kobiety.
- Oskarżony nie mógł też wyciągnąć zwłok z piwnicy - mówi Kopania.
"Żałuję"
Zbrodnia wyszła na jaw, kiedy syn zabitej 69-latki przyszedł ją odwiedzić. Od kilku dni nie mógł się bowiem dodzwonić do matki, więc przyszedł do jej mieszkania. W środku zastał tylko wózek transportowy z jednego z marketów budowlanych. Po 69-latce nie było śladu.
Syn znalazł swoją matkę w piwnicy. Ciało było zakrwawione i obwiązane liną w pasie. Niedługo potem 24-latek był już zatrzymany. Usłyszał zarzut zabójstwa.
- Żałuję tego - powiedział dziennikarzom, kiedy wychodził z sekcji aresztowej łódzkiego sądu.
Oskarżonemu grozi dożywocie. Wciąż pozostaje w areszcie.
Znajomi zamordowanej mówią tvn24.pl, że "bardzo kochała swoich wnuków".
- Lubiła się nimi chwalić. Mówiła, że dobrze się uczą i wyjdą na dobrych ludzi - opowiada sąsiadka 69-latki.
- Któregoś dnia widziałam jej wnuka, jak próbował wnieść wózek budowlany do budynku. Pamiętam, że starał się zasłaniać twarz kapturem - dodaje inna lokatorka kamienicy, w której doszło do tragedii.
Autor: bż/mś/jb / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź