Wagary? Ściąganie? Nie tutaj. "Szkoła na 200 osób, uczy się 21"

Liceum jak szkoła prywatna - uczniów prawie tylu, ilu nauczycieli
Liceum jak szkoła prywatna - uczniów prawie tylu, ilu nauczycieli
Źródło: TVN24 Łódź

- Dwie osoby są chore. Czyli nie przyszło 10 proc. szkoły. Epidemia - mówi nam Natalia, uczennica pierwszej klasy liceum w Tuszynie pod Łodzią. W szkole są tylko dwie klasy - pierwsza i trzecia; uczniów jest łącznie 21. - Trochę słabo. Bo jak na wagary się idzie, to od razu widać - krzywi się jej kolega z klasy.

Z zewnątrz liceum w Tuszynie wygląda jak każda inna szkoła. Wyróżnia je jedynie nowoczesna konstrukcja gmachu. W środku też jest czyściej niż w innych szkołach.

- Chyba mieliście państwo jakoś remont niedawno, prawda? - pytamy po przyjeździe dyrektora.

- Nie. Budynek ma 15 lat. Od tego momentu nie było remontów. Po prostu dzieci nic nie niszczą - mówi Grzegorz Płachta, dyrektor szkoły.

Potem oprowadza nas po budynku. Tutaj (teoretycznie) mogłoby uczyć się około dwustu uczniów. Jest dziesięć razy mniej. Dokładnie 21.

- Uczniowie z okolicy wolą iść do liceów w Łodzi. Myślą, że to da im lepszy start. A przecież wyników w nauce inne szkoły mogą nam tylko zazdrościć - tłumaczy.

O szkole jako pierwsi napisali dziennikarze "Expressu Ilustrowanego".

"Jak prywatna. Tyle, że za darmo"

O dobre wyniki nietrudno, bo nauczycieli jest tutaj czternastu, niewiele mniej niż uczniów.

- Łącznie to cztery etaty. Nie można nam zarzucić, że nauczyciele siedzą i nic nie robią - zaznacza dyrektor. Wchodzimy do jednej z (dwóch) klas. Połowa ławek jest pusta. Uczniowie siedzą zazwyczaj pojedynczo.

- Jest dzisiaj nas mało. Dwie osoby chorują. Czyli 10 procent szkoły. Jakby epidemia szalała - uśmiecha się jedna z uczennic.

Jej koledze z klasy (też pierwszoklasista) nie jest do śmiechu.

- Raz już próbowałem iść na wagary. Ale to od razu widać. Nauczyciel pyta co się dzieje. Bez sensu - mówi smutno.

O ściąganiu też można zapomnieć. Na klasówkach uczniowie siedzą pojedynczo w ławkach. Najbliższy kolega z klasy jest dwie ławki dalej. Rygor większy, niż na maturze.

- Tu jest jak w prywatnej szkole. Tyle, że się nie płaci. Jakby nauczyciel chciał, to na każdej lekcji mógłby wszystkich odpytać. Na szczęście nie robią nic po złości - tłumaczy Natalia.

Szkoła zostanie. Ale mniejsza

- Tutaj nikt nie schowa się w ostatniej ławce. Nauczyciel nie tylko wszystkich zna po imieniu, ale wie, komu trzeba pomóc - mówi Joanna Gonicka, nauczycielka matematyki.

Gmach, w którym uczy się garstka licealistów jest ocieplany przez cały sezon. Od kilku lat mówi się w Tuszynie o tym, co dalej będzie ze szkołą. Jak jednak się dowiadujemy, szkoła na razie zostaje.

- Organ prowadzący chce wykorzystać część gmachu na przedszkole - mówi Grzegorz Płachta, dyrektor szkoły.

Liceum jest podległe starostwu powiatowemu w Łodzi.

- Liczymy na rozwój tej placówki. Nie rozumiemy, skąd niechęć miejscowej młodzieży do nauki w tak dobrych warunkach. Może w końcu to się zmieni i zamiast dojazdów do Łodzi wybiorą szkołę w Tuszynie - kwituje Ewa Gładysz, wicestarosta odpowiedzialna ze edukację.

Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź, Express Ilustrowany

Czytaj także: