Dlaczego ciężko chory niemowlak z Kutna (woj. łódzkie) czekał 2,5 godziny na transport do specjalistycznego szpitala? NFZ tłumaczy, że karetka miała inne zadania, ale przyznaje, że kutnowska placówka nie musiała bezczynnie czekać i mogła sama zorganizować przewóz dziecka. Szpital nie czuje się winny i mówi o "niewydolnym systemie".
Liczył się czas. Chory na sepsę sześciotygodniowy Wiktor musiał szybko zostać przewieziony ze szpitala w Kutnie do specjalistycznej placówki dziecięcej w Łodzi.
Jak informował w środę tvn24.pl, dziecko musiało czekać na karetkę neonatologiczną (przystosowaną do przewozu ciężko chorych noworodków i niemowląt) 2,5 godziny. Kiedy chłopczyk w końcu trafił do szpitala im. Konopnickiej w Łodzi, na ratunek było już za późno.
"Były inne opcje"
W krytycznym momencie nie było wolnej karetki. Narodowy Fundusz Zdrowia, odpowiedzialny za działanie systemu karetek przewożących pacjentów pomiędzy szpitalami podkreśla jednak, że lekarze nie musieli bezczynnie czekać.
- Szpital mógł skorzystać z innych rozwiązań. W sytuacji kryzysowej lekarze mogli wykorzystać własny transport sanitarny albo poprosić o pomoc Pogotowie Lotnicze. Inną opcją było zaalarmowanie ratownictwa medycznego, które zadecydowałoby, jakiego rodzaju transportu można użyć w tej sytuacji - przekonuje Anna Leder, rzecznik NFZ w Łodzi.
Szpital jednak innych rozwiązań nie szukał.
- Nigdy do końca nie wiemy, jak długo będziemy musieli czekać na transport. Nie chcę przesądzać, czy tak było też w tym konkretnym przypadku, ale problem występuje. Wszystko przez źle zorganizowany system - tłumaczy Andrzej Koszada, dyrektor ds. lecznictwa w kutnowskim szpitalu.
Dobro dziecka
Koszada dodaje, że sześciotygodniowy Wiktor potrzebował specjalistycznej karetki.
- Nie chodziło tylko o przetransportowanie pacjenta, ale również o zapewnienie mu bezpieczeństwa na czas przejazdu. Musiał przy nim być neonatolog, a w kartce musiał być specjalistyczny sprzęt - przekonuje dyrektor.
I podkreśla, że do momentu umieszczenia w karetce Wiktor był pod opieką wykwalifikowanej lekarki - zawieszonej obecnie ordynator oddziału pediatrii.
Wiktor czekał na karetkę 2,5 godziny, nie żyje
"Poprawić system"
Dyrektor Andrzej Koszada jest zdania, że dramat Wiktora to przykład złej organizacji systemu transportu pomiędzy szpitalami.
Do dyspozycji lekarzy w woj. łódzkim są dwie karetki neonatologiczne, obie stacjonują w Łodzi. Pojazdy te są używane do transportu sanitarnego pomiędzy szpitalami. Karetki mają zainstalowane inkubatory transportowe, dzięki którym można bezpiecznie przewozić małe dzieci w ciężkim stanie.
Problem w tym, że tylko jedna karetka pracuje przez całą dobę. Druga jest dostępna przez dwanaście godzin, od godz. 8 do 20.
- Liczba zgłoszeń jest na tyle mała, że dwie karetki do tej pory wystarczały - zaznacza Anna Leder, rzecznik NFZ w Łodzi.
Innego zdania są lekarze ze szpitala w Kutnie.
- Mówimy o dwóch pojazdach na całe województwo. To zdecydowanie zbyt mało, co pokazała sytuacja transportu naszego pacjenta do szpitala w Łodzi - stwierdza dyrektor Koszada.
Zdaniem lekarza z Kutna, NFZ powinien zwiększyć środki na transport między placówkami.
- Chodzi o bezpieczeństwo pasażerów. Trzeba to zrobić nawet kosztem wysokości dofinansowań dla szpitali - kwituje.
W sprawie śmierci Wiktora prowadzone jest prokuratorskie śledztwo. Jednym z analizowanych wątków jest sposób zorganizowania pracy karetek transportowych w woj. łódzkim.
Materiał magazynu "Czarno na białym"
Symbol tragedii
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż//rzw / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź