Jedenaście zastępów strażaków walczyło z pożarem komórek piwnicznych pod jednym z bloków w Sieradzu (woj. łódzkie). Akcja była trudna, bo - jak podkreśla brygadier Jarosław Wasylik, rzecznik sieradzkiej komendy - zajęły się sterty składowanych rzeczy. - Komórka nie może być graciarnią, bo to stanowi zagrożenie dla wszystkich mieszkańców budynku - podkreśla strażak.
W czwartek przed południem ogień pojawił się w piwnicy bloku przy ulicy Krakowskie Przedmieście. Pożar ze względu na ażurową konstrukcje ścian rozprzestrzenił się bardzo szybko. Strażacy po pojawieniu się na miejscu stwierdzili, że płonie już osiem, sąsiadujących ze sobą komórek. - Zagrożone były kolejne, dlatego trzeba było działać bardzo szybko - opowiada brygadier Jarosław Wasylik, rzecznik komendy powiatowej straży pożarnej w Sieradzu.
Akcja była trudna, bo w piwnicach płonęły sterty składpwanych rzeczy.
- To stary blok, w piwnicach lokatorzy przechowywali stare dywany, meble, kuchenki i góry ubrań. To wszystko zajęło się ogniem i sprawiało, że musieliśmy pracować w bardzo trudnych warunkach - mówi strażak.
Pięć godzin akcji
W działaniach brało udział łącznie 11 zastępów straży pożarnej. - Zanim skończyliśmy działania, musieliśmy wyrzucić stertę zniszczonych rzeczy przed blok - opowiada strażak.
Pożar był zagrożeniem dla mieszkańców, mimo że większość zdążyła opuścić blok przez przyjazdem służb.
- Równocześnie z gaszeniem pożaru trwało rozpoznanie na zadymionej klatce schodowej, gdzie znaleziono jedną osobę poszkodowaną zatrutą produktami spalania. Ewakuowano także z jednego z mieszkań przy użyciu podnośnika matkę z dzieckiem - mówi strażak.
Apel strażaków
Strażacy podkreślają, że regularnie kontrolują poddasza budynków - dbają, żeby nie składować tam niczego, co mogłoby utrudnić akcję gaśniczą. Nie mają jednak podstaw prawnych, żeby kontrolować też piwnice w blokach.
- Pozostaje nam apelować do rozsądku mieszkańców. Wiemy, że z niektórymi rzeczami trudno jest nam się rozstać, że mamy wrażenie, iż jeszcze z nich skorzystamy. Prawda jest jednak taka, że olbrzymia większość zostaje w komórkach już na zawsze, stanowiąc jedynie zagrożenie dla innych - zaznacza brygadier Jarosław Wasylik, rzecznik komendy powiatowej straży pożarnej w Sieradzu.
Podkreśla, że zaniepokojenie strażaków budzi też to, co w piwnicach składować zaczęli ludzie w obliczu kryzysu pandemii i wojny w Ukrainie.
- Przypominam, że w komórkach pod żadnym pozorem nie wolno składować butli z gazem. Gaz jest cięższy od powietrza, więc w przypadku nieszczelności, będzie on się gromadził na dole pomieszczenia, tworząc wybuchową mieszankę - zaznacza strażak.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Straż pożarna w Sieradzu