Policja pod nadzorem prokuratury wyjaśnia okoliczności śmierci 68-letniego taksówkarza, który zginął we wtorek po południu w Łodzi. Kiedy zjechał na torowisko, w bok jego samochodu uderzył tramwaj.
Biała taksówka kierowana przez 68-latka jechała ulicą Piotrkowską od placu Reymonta w kierunku placu Niepodległości. Przed skrzyżowaniem z ulicą Sieradzką taksówka nagle zjechała w lewo. Według świadków, z którymi rozmawialiśmy na miejscu wypadku, taksówkarz próbował nawrócić, żeby zabrać klienta czekającego z drugiej strony ulicy. Starszy aspirant Marzanna Boratyńska z łódzkiej policji mówi tvn24.pl, że podczas manewru 68-latek za kierownicą taksówki zjechał na torowisko, po którym jechał tramwaj linii numer 5.
- Tramwaj uderzył w bok taksówki na wysokości drzwi kierowcy. Siedzący za kierownicą 68-latek poniósł śmierć na miejscu - przekazuje Boratyńska.
Tragedia w centrum
Siła uderzenia była tak duża, że rozbite auto wpadło jeszcze na czekający na światłach z drugiej strony skrzyżowania inny samochód. Za kierownicą siedział 19-latek, tegoroczny maturzysta.
- Na szczęście ani on, ani kierowca tramwaju nie mają obrażeń. Obaj mężczyźni byli w momencie zdarzenia trzeźwi. Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne skierowało na miejsce zdarzenia psychologa, aby zaopiekował się motorniczym - dodaje policjantka.
Funkcjonariuszka nie chce odnosić się do wersji, którą przedstawiali nam świadkowie. - Na tym etapie jest zbyt wcześnie, żeby przesądzać o tym, co było przyczyną tragedii. Trzeba drobiazgowo, bazując na zabezpieczonych dowodach, odtworzyć przebieg zdarzenia - ucina Boratyńska.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź