Sąd nakazał prokuratorom wznowienie śledztwa po koszmarze Aleksandry Wojciechowskiej z Łodzi. Gdy była w ciąży, obumarło jedno z bliźniąt, ale lekarz prowadząca to przeoczyła. Drugie dziecko urodziło się z poważnym uszkodzeniem mózgu.
- Badała mnie, kiedy jeden z moich synów już nie żył. Zapewniała, że wszystko jest w porządku. A ciało Antosia zatruwało zdrowego brata. Ostatecznie Jaś urodził się z dziecięcym porażeniem mózgowym - opisuje kobieta.
Prokuratorzy przyznali, że lekarka popełniła błędy, ale w jej działaniu nie dopatrzyli się przestępstwa i zdecydowali się umorzyć śledztwo. Sąd jednak nakazał im powrócić do sprawy.
- Decyzja prokuratorów była dla nas wstrząsająca i nie miała racjonalnego uzasadnienia. Dlatego bardzo cieszymy się, że sąd ją zmienił - mówi tvn24.pl Aleksandra Wojciechowska z Łodzi.
- Prokuratura uzupełni śledztwo o wątki wskazane przez sąd w pisemnym uzasadnieniu decyzji. Kolejne kroki będziemy zatem podejmować, kiedy zostanie ono nam doręczone - mówi prokurator Krzysztof Bukowiecki z łódzkiej prokuratury.
Dodaje, że poprzednia decyzja o umorzeniu śledztwa została podjęta po przeanalizowaniu treści opinii biegłego, który oceniał pracę służb medycznych.
W tej opinii sąd dopatrzył się wielu nieścisłości, które należy zweryfikować. Pod uwagę wziął też fakt, że pojawiły się nowe dowody - Aleksandra Wojciechowska dostarczyła bowiem dokumentację medyczną, która wcześniej nie była zabezpieczona przez śledczych.
"Zdarzenie losowe"
Ekspertyza, którą skrytykował sąd, wywróciła do góry nogami to, co dotąd o sprawie wiedziała pani Aleksandra.
Po pierwsze, lekarze stwierdzili, że Antoś zmarł dużo później, niż pierwotnie uważano. Według nich dziecko nie żyło w łonie matki od pięciu dni do dwóch tygodni (a nie od dwóch do sześciu tygodni). Poza tym biegli stwierdzili, że lekarz zajmująca się ciążą Aleksandry Wojciechowskiej nie skierowała jej na badanie USG, dzięki któremu wcześniej można by było stwierdzić, jaki jest stan ciąży.
To "uchybienie" zdaniem lekarzy jednak nie oznacza, że doszło do popełnienia przestępstwa. Bo po przeanalizowaniu dokumentacji medycznej nie można było ustalić, dlaczego Antoś zmarł.
"Zdaniem biegłych obumarcie płodu miało charakter zdarzenia losowego, na którego wystąpienie nie miał wpływu sposób realizowanej opieki nad ciążą" - twierdzą biegli. Poważne uszkodzenie mózgu drugiego z bliźniaków co prawda mogło być - ich zdaniem - następstwem przebywania w łonie z ciałem martwego brata. Ale i w tym zakresie lekarze nie doszukali się przestępstwa.
"Należy założyć, że rozpoznanie zgonu płodu nie było możliwe w okresie wcześniejszym, niż zostało to przeprowadzone" - zaznaczyli lekarze w opinii.
To, co nie pasuje
Aleksandra Wojciechowska w zażaleniu na decyzję o umorzeniu śledztwa zwracała uwagę, że zawarte w opinii biegłych stanowisko stoi w sprzeczności z tym, co dotąd o śmierci jej dziecka mówili inni lekarze.
- Dlaczego posiadam dokumentację z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, że pomiędzy moimi dziećmi doszło do zespołu TTTS (zespół przetoczenia krwi między płodami - red.)? Kto to stwierdził i na jakiej podstawie? Jak to możliwe, że po czasie tak zmieniła się narracja lekarska? - dopytywała.
Wskazuje przy tym, że lekarze odpowiedzialni za dokumentację posekcyjną w czasie śledztwa jednoznacznie odrzucili tezę, iż Antoś zmarł dużo później, niż pierwotnie uważano. Dalej stoją na stanowisku, że do zgonu doszło od dwóch do sześciu tygodni przed porodem.
- Skoro jest tyle sprzeczności, to prokuratura nie powinna bezrefleksyjnie przerywać pracy - podkreślała łodzianka.
Jej historią zainteresował się już rzecznik praw pacjenta, który zapowiedział powołanie kolejnego, niezależnego biegłego w tej sprawie.
***
Jaś ma dziś trzy i pół roku. Nie stoi ani nie siedzi samodzielnie. Nie mówi. Lekarze nie zostawiają złudzeń: chłopiec do końca życia będzie potrzebował stałej opieki i nigdy nie będzie samodzielny.
Autor: bż\kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź