- Wracałem na drogę z autostradowego parkingu. Myślałem, że tamten tir zjechał na bok, żeby ułatwić mi włączenie się do ruchu. A prawie doprowadził do katastrofy - opowiada Konrad, 29-letni kierowca ciężarówki. Razem z innym zawodowym kierowcą "zdjął" z drogi kompletnie pijanego kolegę po fachu.
Konrad Kowalczys skończył odpoczywać, wsiadł do kabiny swojego tira i ruszył. Kiedy włączał się do ruchu, zobaczył 40-tonową ciężarową scanię jadącą autostradą A2 w stronę Poznania. Wszystko działo się niedaleko Łęczycy (woj. łódzkie).
- Jest taki zwyczaj, że kierowcy zawodowi ułatwiają sobie życie. Byłem przekonany, że tamten gość po prostu zmienił pas, żebym mógł sprawniej włączyć się do ruchu - mówi Konrad.
Wrzucił bieg, nacisnął gaz. I po kilku sekundach musiał ratować własne życie.
- Tamten tir się do mnie zbliżał. I nagle zmienił pas na mój. Musiałem uciekać na pas awaryjny - opowiada kierowca.
Cisza w eterze
Do zderzenie nie doszło. Ale z każdym przejechanym metrem Konrad był coraz bardziej przekonany, że trzeba działać.
- Tamtego kierowcę miotało po całej drodze. Osobówki go wyprzedzały, ale w kilku przypadkach niemal zostały zepchnięte z drogi. Jasne było to, że gość albo jest pijany, albo ma poważne problemy ze zdrowiem. Tak czy siak nie mógł jechać ani chwili dłużej - mówi rozmówca tvn24.pl.
Konrad Kowalczys próbował wywołać jadącego przed nim kierowcę za pomocą radia CB. Cisza.
- Zadzwoniłem po numer alarmowy 112. A potem skontaktowałem się z innymi kierowcami. I ustaliliśmy plan działania - mówi.
"Ruszył na mnie"
W sukurs 29-latkowi przyjechał starszy o 30 lat kolega po fachu.
- Zrobiliśmy tak, obydwaj zjechaliśmy na lewy pas. On włączył światła awaryjne, żeby ostrzec jadących za nami, że dzieje się coś wyjątkowego - mówi Konrad.
Jadący dotąd "wężykiem" tir nagle zwolnił. Do 40 km/h.
- Wiedział, że się na niego zasadzamy. Ja zaryzykowałem i go wyprzedziłem. Potem zacząłem wytracać prędkość. Kolega na lewym pasie nie dał mu uciec - mówi.
Kiedy pojazdy się zatrzymały, Konrad wysiadł z kabiny. I przez chwilę pożałował tej decyzji.
- On miał zamiar na mnie ruszyć, ale na szczęście posłuchał mnie, jak zacząłem machać rękoma i krzyczeć - mówi.
Półtora promila
Okazało się, że tirem kieruje 59-latek z Warszawy. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na pijanego. Konrad wspomina, że brzmiał tak, jakby "był zmęczony".
To, że mężczyzna ma w organizmie półtora promila, stwierdzili niedługo potem policjanci.
- Mieszkaniec stolicy po wytrzeźwieniu usłyszał zarzut kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości. Przestępstwo to zagrożone jest karą do dwóch lat więzienia, zakazem prowadzenia pojazdów oraz wysoką grzywną - mówi asp. Mariusz Kowalski z łęczyckiej policji.
Pijany kierowca trafił do policyjnego aresztu, a pojazd z ładunkiem czekolady policjanci przekazali właścicielowi.
- Dzięki interwencji innych kierowców, nie doszło do tragedii - podkreśla asp. Kowalski.
Autor: bż/ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź