"Król dopalaczy" był właścicielem kilku sklepów w całej Polsce, w których sprzedawane były psychoaktywne substancje. Oficjalnie były to artykuły kolekcjonerskie, na których widniały informacje o tym, że produkt nie nadaje się do spożycia.
W czwartek w łódzkim sądzie nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Pięć lat temu, w październiku 2010 roku wszystkie jego sklepy (podobnie jak inne punkty sprzedające dopalacze) zostały zamknięte i zaplombowane przez inspektorów sanepidu. B. pojawił się w jednym ze swoich sklepów i w asyście tłumu dziennikarzy wznowił sprzedaż "artykułów kolekcjonerskich".
B. został wtedy zatrzymany na 48 godzin (sąd nie zgodził się na areszt, o który wnioskowała prokuratura). O 28-latku mówiła wtedy cała Polska.
Upadek "króla"
Dawid B. w 2010 roku był symbolem osób, które zarabiały na sprzedaży dopalaczy. Kiedy ówczesny premier Donald Tusk ogłaszał wojnę z nielegalnymi substancjami psychoaktywnymi, B. mówił dziennikarzom, że "rzuci państwo na kolana, które będzie musiało zapłacić za utrudnianie legalnego biznesu".
Śledztwo w jego sprawie trwało prawie pięć lat. Akt oskarżenia trafił w czerwcu do sądu. B. ostatecznie został oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla zdrowia wielu osób. Grozi mu za to do ośmiu lat więzienia.
Symbol biznesu dopalaczowego w 2010 roku był znany w całym kraju. Z czasem zainteresowanie mediów tematem zaczęło maleć. O B. zrobiło się na nowo głośno w tamtym roku, kiedy trafił za kratki. Nie miało to jednak żadnego związku ze sprzedażą dopalaczy. B. usłyszał zarzuty usiłowania wymuszenia rozbójniczego, bezprawnego pozbawienia wolności i rozboju. Zdaniem śledczych to on zlecił uprowadzenie mężczyzny, od którego chciał odzyskać powierzone wcześniej pieniądze. Proces w tej sprawie też toczy się w sądzie. Dawidowi B. grozi w tej sprawie do 12 lat więzienia.
Tak rząd Donalda Tuska szedł na wojnę z dopalaczami. Wypowiedź rzecznika rządu z 2010 roku:
Rząd zapowiada walkę z dopalaczami
"Testował dopalacze na wspólnikach"
Ustalenia śledczych pozwoliły na oskarżenie trzech innych osób, z którymi "król dopalaczy" miał prowadzić sprzedaż tych środków. Dwóch mężczyzn miało ustalać skład substancji psychoaktywnych. Grozi im - podobnie jak Dawidowi B. - osiem lat więzienia.
Na ławie oskarżonych zasiadł też 27-letni Łukasz K., podejrzany o wprowadzanie do obrotu szkodliwych substancji. Grozi mu do dwóch lat więzienia.
Prokuratorskie śledztwo pozwoliło na odtworzenie tego, jak dany dopalacz był wprowadzany na rynek.
- Kiedy Dawid B. wprowadzał na rynek nową substancję, oddawał próbkę pracownikom razem z ankietą do wypełnienia. Chciał wiedzieć, jak dany dopalacz wpływa na konsumenta - tłumaczył w czerwcu, przy okazji wysyłania aktu oskarżenia Krzysztof Kopania.
Jak działa rynek dopalaczy? "Z naszej strony to wygląda jak prowadzenie zwykłego sklepu"
Z ulic do internetu
Ogłoszona przez Donalda Tuska walka z "legalnymi narkotykami" szybko przyniosła efekt. Z ulic zniknęły sklepy z dopalaczami, a na oddziały toksykologiczne trafiało o połowę mniej zatrutych.
Z perspektywy czasu widać, że to zwycięstwo było tymczasowe. Do Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi dwa lata temu trafiło więcej zatrutych dopalaczami niż w okresie ich największego rozkwitu - w 2010 roku. Teraz jest jeszcze gorzej. Tylko do połowy 2014 roku na oddział toksykologiczny łódzkiego oddziału trafiło 166 osób.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź