Na jego przekazanie z niecierpliwością czekała prokuratura. W końcu Grzegorz Ł. to - według śledczych - jeden z autorów zuchwałego planu kradzieży 8 milionów złotych. Jak dowiedział się portal tvn24.pl, specjalny konwój Komendy Głównej Policji przejął go już od ukraińskiego wymiaru sprawiedliwości.
Procedura ekstradycyjna trwała blisko rok. Grzegorz Ł. docelowo ma trafić do Poznania.
- Około godziny 11 strona ukraińska przekazała podejrzanego funkcjonariuszom policji na granicy - informuje Andrzej Borowiak, rzecznik komendy wojewódzkiej w Poznaniu.
Ten moment jest widoczny na nagraniu, które udostępniła poznańska policja. Ł. został przewieziony do Zakładu Karnego w Przemyślu.
- Niewykluczone, że transport do Poznania będzie odbywał się wieloetapowo - informuje Michał Smętkowski z poznańskiej prokuratury. Dodaje, że konwój ze względu na odległość, może zrobić jeszcze przystanek w Warszawie.
Usłyszy zarzuty
Ł. ma stać za kradzieżą, o której w 2015 roku mówiła cała Polska. W połowie lipca spod banku w Swarzędzu zniknął bankowóz wypchany gotówką. Za kierownicą siedział "duch", bo tak na początku o fałszywym konwojencie mówili policjanci zajmujący się sprawą.
Okazało się bowiem, że pracujący jako konwojent człowiek posługiwał się skradzionymi danymi. Nie zostawił ani żadnych śladów biologicznych, ani odcisków palców. Po prostu wyparował, a wraz z nim 8 milionów złotych.
Prokuratura twierdzi, że za drobiazgowo przygotowanym skokiem stał m.in. Grzegorz L., były policjant i wiceprezes okradzionej firmy ochroniarskiej.
Zniknął bez śladu we wrześniu 2015 roku. Ukrywał się na tyle skutecznie, że wiele osób badających sprawę poważnie brało pod uwagę, że nie żyje.
Prawda jednak była taka, że Ł. ukrywał się na Ukrainie. Szukający go "łowcy głów", czyli funkcjonariusze specjalnej jednostki poznańskiej policji, podkreślają, że był bardzo trudnym przeciwnikiem.
- Świadomie wprowadzał nas w błąd. Wysyłał fałszywe tropy. Nam udało się jednak ustalić, że przekroczył granicę z Ukrainą. Posługiwał się wtedy fałszywymi danymi - opowiada tvn24.pl jeden z "łowców".
Ł. mieszkał na Ukrainie w wynajmowanym mieszkaniu. Zatrzymali go w połowie listopada ubiegłego roku ukraińscy policjanci. Był zaskoczony, nie stawiał oporu.
Brakujące ogniwo
Ł. będzie w dyspozycji Sądu Okręgowego w Poznaniu, który już w 2016 roku zaocznie go aresztował.
Kilka tygodni przed zatrzymaniem jego pełnomocnik złożył wniosek o list żelazny. Ł. deklarował, że przyjedzie do Polski i będzie współpracował z wymiarem sprawiedliwości pod warunkiem, że nie trafi za kratki do momentu uprawomocnienia się wyroku w jego sprawie.
Łukasz Biela, prokurator zajmujący się "skokiem stulecia", już po zeszłorocznym zatrzymaniu podkreślał, że to bardzo dobra wiadomość.
Biela w sporządzonym przez siebie akcie oskarżenia napisał, że Ł. odegrał "bardzo ważną rolę" w planowaniu przestępstwa.
O tym, że były funkcjonariusz był mocno zaangażowany w przestępstwo, przekonywał między innymi Adam K., czyli pierwszy z zatrzymanych w tej sprawie mężczyzn. To on po kilku miesiącach spędzonych w areszcie zaczął współpracować z prokuraturą. Ujawnił dane innych uczestników kradzieży.
Tak wpadł Krzysztof W., który wcielił się w konwojenta, Marek K., jeden z twórców planu i Dariusz D., który w kluczowym momencie przepakowywał skradzione pieniądze.
Zwrot akcji w drugiej instancji?
Ponieważ Grzegorz Ł. się ukrywał, akta jego sprawy zostały wyłączone do odrębnego postępowania. Jego kompani w lipcu ubiegłego roku zostali nieprawomocnie skazani.
Krzysztof W., fałszywy konwojent, ma trafić do więzienia na 8 lat i dwa miesiące. Oprócz tego ma zapłacić 200 tys. złotych grzywny (śledczy żądali dla niego 9 lat za kratkami).
Adam K. został skazany na 6 lat i dwa miesiące. Oprócz tego ma zapłacić 150 tys. złotych grzywny. Inny z twórców planu, Marek K., ma w więzieniu spędzić 7 lat (prokuratorzy żądali 8 lat za kratkami).
Skazani zostali też żona i teść Adama K., których były policjant poprosił o wpłacenie kradzionych pieniędzy do banku. Skazano ich na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
- Nie ma jeszcze terminu rozpoczęcia procesu drugiej instancji - poinformował tvn24.pl Wojciech Szczawiński, jeden z obrońców Adama K.
Dodał, że przekazanie Ł. "to świetna wiadomość dla wymiaru sprawiedliwości".
- Z pewnością rzuci dużo światła na sprawę. Przedstawi swój punkt widzenia. Pytanie, czy może zmienić ustalenia co do stanu faktycznego. Jeśli tak, to proces musiałby rozpocząć się na nowo - podkreśla mecenas.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań