Tragiczne historie trójki dzieci, które zmarły w ostatnich 13 miesięcach łączy szpital w Kutnie, gdzie były leczone. Prokuratura w sprawie śmierci każdego z tych dzieci prowadzi śledztwo. W dwóch przypadkach szpital nie czuje się winny; w trzecim, najnowszym informuje, że „bada sprawę”.
W środę poinformowaliśmy na tvn24.pl o dramatycznej historii półtorarocznego Maciusia. Chłopiec zmarł dzień po tym, jak – według relacji matki – nie przyjęto go na oddział z powodu „braku miejsc”.
Ta historia nie jest jedynym dramatem, w którym pojawia się kwestia odpowiedzialności lekarzy z Kutna.
- Prowadzimy łącznie trzy postępowania, w toku których badane są okoliczności śmierci dzieci, które były leczone w kutnowskim szpitalu – tłumaczy Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
„Mogą odpowiadać za jego śmierć”
W listopadzie minionego roku informowaliśmy na tvn24.pl o tragicznie zmarłym Wiktorku. Chłopiec urodził się jako wcześniak, po 34 tygodniach ciąży. Od 21 do 24 października był pacjentem na oddziale pediatrycznym szpitala w Kutnie. Potem został wypisany do domu. Zdaniem lekarzy, ze szpitala im. Marii Konopnickiej w Łodzi (gdzie później trafił Wiktorek) to mógł być duży błąd.
- Podczas hospitalizacji lekarze stwierdzili obecność bakterii klebsiella pneumoniae. Oprócz tego wykryto, że dziecko ma niepokojąco mało czerwonych krwinek. Mimo to zostało wypisane z placówki po kilku dniach, a rodzice zostali poinformowani, że mają podawać mu antybiotyk - informował nas w listopadzie Jankowski.
Wiktorek po kilku dniach w domu wrócił do szpitala w Kutnie. Był w krytycznym stanie. Został przewieziony do szpitala im. Konopnickiej w Łodzi, gdzie zmarł. Łódzcy lekarze podkreślali, że praca niemal wszystkich organów chłopca była zakłócana przez rozwiniętą posocznicę. To oni poinformowali o sprawie śledczych.
Prokuratorzy wciąż kompletują materiał dowodowy w tej sprawie. Kutnowski szpital nie czuje się winny. Andrzej Musiałowicz, prezes zarządu kutnowskiego szpitala podczas rozmowy z tvn24.pl był zaskoczony „agresywną postawą” lekarzy z Łodzi.
Basia nie doczekała się transportu
Prokuratorzy badają kwestię odpowiedzialności kutnowskiego szpitala także w innej głośnej sprawie - śmierci 6-miesięcznej Basi. Dziewczynka zmarła w styczniu 2014 roku na oddziale szpitalnym w Kutnie.
Dziecko zostało przyjęte do szpitala, bo skierował je tam lekarz pediatra. Półroczna Basia była w ciężkim stanie. Kiedy stan dziecka jeszcze się pogorszył, miejscowi lekarze zadecydowali o potrzebie przewiezienia dziecka do specjalistycznego szpitala w Łodzi.
Wezwana karetka transportowa przyjechała do Kutna dopiero po trzech godzinach. Niedługo potem dziecko zmarło.
- W tej sprawie wszystko zostało już wyjaśnione. Takie rzeczy czasami po prostu się dzieją - powiedział nam w listopadzie Andrzej Musiałowicz, dyrektor kutnowskiej placówki.
Odpowiedzialnością za ten dramat nawzajem przerzucają się przedstawiciele kutnowskiego szpitala (którzy i w tym przypadku nie czują się winni) i pogotowia (które wysłało karetkę transportową). Prokuratorzy badają też kwestię odpowiedzialności pediatry, który podał szczepionkę przeziębionemu dziecku.
Sekcja zwłok Basi wykazała, że dziecko miało wrodzoną wadę serca.
- Śledztwo w tej sprawie jest aktualnie zawieszone, czekamy na opinię biegłych, którzy ocenią poprawność działania poszczególnych podmiotów medycznych - kwituje w rozmowie z tvn24.pl Krzysztof Kopania.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź