"Pasikowski wrócił z gigantyczną bombą, którą detonuje na naszych oczach" - tak oceniają jego nowy obraz "Pokłosie" krytycy. - Wspaniały, poruszający film - mówi Andrzej Wajda. - Ogląda się go ze strachem - wyznaje Jerzy Stuhr. To pierwsze reakcje po pokazie jednej z najbardziej oczekiwanych i kontrowersyjnych premier roku - dramatu o mieszkańcach wsi, w której podczas II wojny światowej Polacy zamordowali ok. 100 Żydów.
- Cisza na sali po pokazie świadczy o tym, że to mocny film, bardzo przejmujący i potrzebny, bo wszyscy potrzebujemy takiego oczyszczenia i prawdy. I ten film taki jest - wyznała Małgorzata Kidawa-Błońska z PO na uroczystej premierze "Pokłosia" we wtorkowy wieczór.
Dramat, którym Władysław Pasikowski, twórca kultowych "Psów", powraca do kina po 11 latach, nawiązuje do pogromu Żydów w Jedwabnem. Reżyser napisał scenariusz po przeczytaniu "Sąsiadów" Jana Tomasza Grossa i - jak mówił - zrobił to także ze wstydu, bo dopiero z tej książki dowiedział się o ważnych epizodach polskiej historii.
O sfilmowanie tak kontrowersyjnego tematu musiał walczyć aż siedem lat. - Tak długo nas blokowano - wyznał producent "Pokłosia" Dariusz Jabłoński.
Bracia odkrywają mroczną tajemnicę
Akcja filmu rozgrywa się w 2001 roku na polskiej wsi. Franciszek Kalina po 20 latach wraca z Ameryki zaalarmowany wiadomością, że jego młodszy brat Józek popadł w konflikt z mieszkańcami rodzinnej wioski. I odkrywa, że przyczyną konfliktu jest mroczna tajemnica sprzed 60 lat. Bracia próbują wspólnie dojść prawdy - okazuje się, że ich sąsiedzi podczas II wojny światowej zamordowali ok. 100 Żydów, aby następnie osiedlić się na ich działkach i w ich domach.
Prowadzone śledztwo zaostrza jednak konflikt - ostatecznie przeradza się on w otwartą agresję ze strony mieszkańców. Ujawniona tajemnica odciśnie tragiczne piętno na życiu braci oraz całej wioski.
Pasikowski wbija "Pokłosiem" kij w mrowisko - przypomina polskie grzechy z przeszłości, których symbolem stała się sprawa Jedwabnego, a bohaterom każe mówić rzeczy bolesne i niepopularne, dlatego krytycy zauważają: "Wrócił z gigantyczną bombą, którą detonuje na naszych oczach", "Film chwyta za gardło".
- Wspaniały, poruszający film. Cieszę się, że taki obraz wreszcie w Polsce powstał - ocenił Andrzej Wajda.
"To jest jak w tragedii greckiej"
W role braci Kalina wcielili się Maciej Stuhr i Ireneusz Czop, którzy wcześniej pracowali z Pasikowskim przy serialu "Glina". Ten pierwszy wyszedł w połowie z seansu "Pokłosia" ze łzami w oczach. - Po raz trzeci próbuję oglądać ten film na chłodno. Udało mi się tylko do połowy, a potem nie wytrzymałem. Ta historia mnie wkręca i cały czas czuję, że to nie jest tylko film - wyjaśnił.
Jego ojciec, Jerzy Stuhr, był "dumny, że syn bierze udział w przedsięwzięciu, w którym cały zespół musi się popisać nie tylko swoimi umiejętnościami zawodowymi, ale także swoim światopoglądem". Po premierze był poruszony. - "Pokłosie" jest dla mnie tragicznym filmem. Od połowy już się wie, że ci bohaterowie wygrać nie mogą tego pojedynku. To jest jak w tragedii greckiej, tylko, że tam Eurypides tak to wymyślił, że na koniec spada deus ex machina i rozwiązuje problem. A tu nie. Bo to jest problem nierozwiązywalny - ocenił.
Film bardzo dzieli widownię. Mówią o tym nawet jego twórcy. Maciej Stuhr nie krył: - Jedni wychodzą z kina wstrząśnięci, są też tacy, którzy twierdzą, że nie tędy droga, twierdząc, że to kiczowate, że zły gatunek dobrany do takiego tematu. Ja pokornie słucham tych opinii, zbieram je sobie i próbuję się z nimi przespać.
Roman Polański widział "Pokłosie" wcześniej w Paryżu. - Ocenił, że trzeba dużej odwagi, żeby taki film zrobić - zdradził współproducent Andrzej Serdiukow.
Do kin w całej Polsce obraz Pasikowskiego trafi w piątek.
Autor: am//bgr / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Monolith Films