Fotograf z Mathattanu przez dwa lata podglądał sąsiadów przez okno i fotografował ich ze swojego mieszkania, korzystając z teleobiektywu. Zdjęcia ukazują to, jak zachowują się ludzie, gdy nie wiedzą, że są obserwowani. Po tym, gdy trafiły na wystawę jako cykl "The Neighbors", kilka osób się rozpoznało i zagroziło autorowi sądem. Ten broni się: "Nie różnię się od obserwatora ptaków".
Arne Svenson, fotograf mieszkający na Manhattanie, dwa lata temu dostał od przyjaciela aparat Nikon z teleobiektywem. - Dał mi go z nadzieją, że będę obserwował ptaki, ale ja nic nie wiedziałem o fotografii przyrodniczej. Na drugi dzień postanowiłem go wypróbować w swoim mieszkaniu i skierowałem obiektyw na drugą stronę ulicy - wspominał w rozmowie z magazynem "New Yorker".
Tam stał szklany apartamentowiec. Svenson zaczął więc podglądać swoich sąsiadów przez okno. Zdjęcia ukazują to, jak zachowują się ludzie, gdy nie wiedzą, że są obserwowani: śpią, sprzątają, drzemią, siedzą w fotelach, jedzą. Nie widać ich twarzy, a autor nie stara się ukryć faktu, że sfotografowane sceny zostały podpatrzone. Wręcz przeciwnie: celowo eksponuje framugi okien, zasłony i parapety.
"Nie różnię się od obserwatora ptaków"
I tak powstał malarski, pełen intymności i niedopowiedzeń cykl "The Neighbors". Spodobał się znawcom sztuki i trafił na wystawę do Julie Saul Gallery w Nowym Jorku. "Stworzył obrazy, które są zagadkowe, pełne teatralności i naśladujące dzieła z historii sztuki: od Delacroix do Vermeera" - chwali cykl Svensona kustosz wystawy, który nie dziwi się, że zdjęcia cieszą się wielkim zainteresowaniem. Sprzedał już kilka odbitek za 7,5 tys. dolarów.
Wraz z popularnością "The Neighbors" pojawiły się też kontrowersje - kilku ze sportretowanych sąsiadów artysty rozpoznało się i sprzeciwiło rozpowszechnianiu zdjęć, skoro nie wyrazili zgody na wykorzystanie wizerunku. Martha i Matthew Fosterowie stwierdzili, że obawiają się o bezpieczeństwo dwójki swoich dzieci (na zdjęciu 4-letnia dziewczynka jest w kostiumie kąpielowym, a 2-letni chłopiec ma na sobie pieluchę). Wyznali również, że cała rodzina straciła poczucie bezpieczeństwa i prywatności we własnym domu. Dlatego postanowili zaskarżyć fotografa i zażądać odszkodowania.
61-letni artysta nie zgadza się, że złamał prawo. - Fotografowałem to, co każdy widzi na co dzień przez niezasłonięte okna, a zatem widok nie do końca prywatny - tłumaczy. - Nie różnię się od obserwatora ptaków, który czeka godzinami na to, aż pojawi się ruch zasłony wskazujący, że istnieje tam życie.
"To byłaby śmierć fotografii"
W obronie fotografa stanął Mickey Osterreicher z National Press Photographers Association, który twierdzi, że mamy do czynienia z nie do końca jasnym obszarem prawa. - W Nowym Jorku wszyscy żyjemy bardzo blisko siebie i łatwo możemy zaglądać przez okno do sąsiadów. Jednak pojawia się pytanie: patrzenie to to samo, co fotografowanie, czy jednak nie?. Wyrok w tej sprawie może otworzyć puszkę Pandory, bo każdy będzie powoływał się na ochronę prywatności, nawet będąc w miejscu publicznym. A to byłaby śmierć fotografii - zapewnia.
Svenson dorzuca: - Nowojorczycy są mistrzami zarówno jako obserwatorzy i obserwowani. Żyjemy tak gęsto na małej powierzchni, że kontakt jest nieunikniony, nawet nasze domy są naprzeciwko siebie. Znalazłem symbiotyczny związek między przyglądającymi się a obserwowanymi, który zrozumiemy jedynie my, mieszkańcy tego miasta.
Według niego w Nowym Jorku prywatność jest płynna. - To nie powinno dziwić, że fotografia uliczna narodziła się tutaj. Przecież pielęgniarka i żołnierz, którzy całują się na Times Square, to ikona Nowego Jorku - mówi magazynowi "Slate".
I zapewnia, że ochronił prywatność swoich bohaterów, bo pokazał ich nie jako konkretne osoby o ujawnionej tożsamości, ale "bardziej jako reprezentację ludzkości, a konkretnie mieszkańców Nowego Jorku". Dlatego widać tylko tył głowy, plecy przed oknem, nogi pod stołem.
Jest też precedens
Adwokat Svensona powołuje się na pierwszą poprawkę do amerykańskiej konstytucji: - Zdjęcia nie mogą zostać uznane za nielegalne i podlegające ochronie, ponieważ jest to sprzeczne ze swobodą wypowiedzi zapewnioną przez konstytucję.
Jest też precedens. W 1999 roku Philip Lorca-DiCorcia (autor głośnego cyklu "Heads") został oskarżony o naruszenie prywatności przez Erno Nussenzweiga, przechodnia, którego sfotografował w Nowym Jorku. Gdy ten rozpoznał siebie na jednym z jego ulicznych zdjęć, oddał sprawę do sądu. W 2006 roku po kilku odwołaniach bohatera zdjęcia, nowojorski sąd stanął po stronie fotografa - uznając, że wolność wypowiedzi, również artystycznej, pozwala na fotografowanie ludzi, np. na ulicy, a potem także na eksponowanie, publikowanie i sprzedaży fotografii bez upoważnienia ze strony osób na nich występujących.
Svenson liczy na taki sam wyrok, na razie jednak usunął sporne zdjęcie Fosterów z portfolio. Reszta prac wciąż wisi w Julie Saul Gallery - wystawa potrwa do 29 czerwca.
Autor: Agnieszka Kowalska/jaś / Źródło: tvn24.pl, Slate
Źródło zdjęcia głównego: Julie Saul Gallery