Tegoroczny 70. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes stoi na wyjątkowo wysokim poziomie. Ledwie osiągnął półmetek, a już mówi się o dwóch arcydziełach, z których oba mają szansę na główną nagrodę. Pierwszym jest "Happy End" Michaela Hanekego - dwukrotnego zdobywcę Złotej Palmy - który to film został określony przez "Guardiana" - "oszałamiającą czarną komedią o socjopatii". Drugim jest "Nelyubov" Andrieja Zwiagincewa - kolejna alegoryczna opowieść, tym razem o rodzinie, w której brak miłości prowadzi do tragedii.
70. jubileuszowy festiwal filmowy w Cannes dopiero osiągnął półmetek, a już ma mocnych faworytów. I nie należy się temu dziwić, skoro w bieżącym roku do Cannes swoje nowe filmy przywieźli tacy artyści, jak Michael Haneke - dwukrotny zdobywca Złotej Palmy i Oscara oraz Andriej Zwiagincew, główny rywal "Idy" w walce o złotą statuetkę, zdobywca Złotego Lwa w Wenecji i Złotego Globu. I co ciekawe - obaj wzięli na warsztat dysfunkcyjne rodziny, choć opowiadane historie są kompletnie różne.
Film Hanekego - najbardziej oczekiwany tytuł konkursu,wczoraj wieczorem miał swoją premierę. Posypały się pełne zachwytu recenzje, a większość krytyków daje filmowi notę maksymalną - 5 gwiazdek. Ale nie wszyscy, bo np. "The Hollywood Reporter" napisał, że obraz nie dorównuje wcześniejszym dziełom austriackiego mistrza nagrodzonym w Cannes "Białej wstążce" i "Miłości".
Będącą swoistą kontynuacją tego ostatniego opowieść o bogatej francuskiej rodzinie, której członkowie nie są w stanie wyjść poza dawne urazy z przeszłości i nieustannie nakręcają spiralę żalu, "Variety" typuje na kandydata do trzeciej Złotej Palmy dla jej twórcy. Byłby to rekord, bowiem dotąd ta sztuka nie udała się żadnemu reżyserowi.
Już drugiego dnia festiwalu miał swoją premierę film Zwiagincewa. Rosyjski reżyser zachwycił absolutnie wszystkich. Entuzjastyczne recenzje, którym towarzyszą także pięciogwiazdkowe oceny czołowych krytyków, każą w nim także upatrywać kandydata do głównej nagrody festiwalu.
W przeciwieństwie do Hanekego 53-letni rosyjski mistrz nie ma jeszcze na koncie tej najważniejsze Złotej Palmy, za najlepszy film, (ma za to nagrodę za scenariusz do "Lewiatana), i kto wie, czy jury pod wodzą Pedra Almodovara nie postawi właśnie na niego.
Historia uciekającego z domu chłopca, niekochanego i nieszczęśliwego, powinna być bliska hiszpańskiemu artyście, w dzieciństwie zwykle upatrującemu przyczyn naszych traum.
Dynastia zagubionych dusz
"Happy End" Michaela Hanekego został zainspirowany kulminacyjnym momentem jego poprzedniego filmu "Miłość". Choć nie znajdziemy w nim prostej kontynuacji tamtej historii, życiorysy bohaterów są niemal identyczne. Przypomnijmy więc, że w "Miłości" - przejmującej opowieści o odchodzeniu, ale i o oswajaniu śmierci przez miłość, tym momentem jest scena zbrodni, będąca zarazem szokującym zwrotem akcji.
Haneke jest mistrzem w budowaniu klimatu przerażenia, a jego nowy film jest nim przesycony, choć reżyser ujmuje mu grozy za sprawą czarnego humoru. To nowy element w jego twórczości, dotąd nie pozwalał sobie na opowieści z przymrużeniem oka, zatroskany i zawsze śmiertelnie poważny. "Happy End", wbrew tytułowi, wcale nie kończy się happy endem i choć nawiązuje do tego pierwszego dzieła, został nakręcony niejako w opozycji do niego. "Gdyby nie było na tym festiwalu filmu 'Bez miłości' (a tak można byłoby przetłumaczyć tytuł filmu Zwiagincewa "Nelyubov"- przyp.red.) to film Hanekego powinien być nim opatrzony" - napisał krytyk "Variety".
Dramat obraca się wokół zamożnej francuskiej rodziny, która prowadzi od lat udany biznes budowlany, założony przez patriarchę rodu Georges'a (w tej roli Jean-Louis Trintignant, który gra postać o tym samym imieniu, co muzyk z "Miłości"). Tym razem pełni głównie rolę sarkastycznego komentatora wydarzeń. Dzisiaj firmę prowadzi jego córka Anna (Isabelle Huppert, która także zagrała córkę w "Miłości").
Anna ma dwóch synów. Jeden jest alkoholikiem - po pijanemu spowodował wypadek. To jeden z głównych powodów frustracji matki. Anna ma jeszcze jednego syna - a w domu przebywa jego kilkunastoletnia córka. To typ dziewczynki socjopatki, odegra ona istotna rolę w tej historii. I jak to u Hanekego, w finale dramat psychologiczny zamieni się w thriller.
Są tu wszystkie wątki typowe dla reżysera: dysfunkcyjna rodzina, za której błędy płaci kolejne pokolenie, jest próba samobójcza, ale i strach przed śmiercią, jest i powszechne tabu - wątek eutanazji, której pragnie senior rodu.
A wszystko dzieje się w Calais, w mieście pełnym imigrantów, którzy zabiedzeni, z tobołkami, stanowią kontrapunkt dla wystawnego, wypełnionego rozbuchanymi problemami życia w dobrobycie bohaterów. I choć całość nie brzmi zabawnie, krytycy zapewniają, że to najzabawniejszy film Hanekego, jak zawsze z mistrzowską narracją i - jak zapewnia nas "IndieWire", "stawiającym wszystko na głowie najbardziej niesamowitym, jak dotąd u Hanekego, zakończeniem w tej historii o dynastii zagubionych dusz".
Ale pojawiły się też głosy, że wędrówka wydeptanymi już w poprzednich filmach tropami to zbyt mało jak na tej klasy reżysera. Czy to, co pokazał Haneke wystarczy więc na trzecią Złotą Palmę?
Wirus niemiłości
Niesamowicie brzmi to, że niemal wszyscy krytycy porównują "Nelyubov" Zwiagincewa do filmów Hanekego - opowiadanych z perspektywy chłodnego, z pozoru obojętnego obserwatora, a jednak wbijającego w fotel.
Większość filmów Rosjanina obraca się wokół rodziny, a relacje w niej panujące reżyser najchętniej czyni punktem wyjścia dla kolejnych portretów współczesnej Rosji i toczących ją chorób. Jest także mistrzem w budowaniu alegorycznych opowieści. Wzorcowym tego przykładem był - obsypany mnóstwem nagród na całym świecie - znakomity "Lewiatan".
Jak można wywnioskować z pełnych zachwytu recenzji, w "Nelyubov" reżyser jest wierny swojemu autorskiemu językowi. Tym razem opowiada historię małżeństwa z kilkunastoletnim stażem, które od dawna już się nie kocha i każde z małżonków marzy o tym, by rozpocząć nowe życie u boku innego partnera. Ona ma bogatego kochanka, on młodziutką, zapatrzoną w niego dziewczynę. Na razie jednak wciąż mieszkają razem, upokarzając się na każdym kroku. Mają 12-letniego syna, którym przerzucają się jak gorącym kartoflem i żadne z nich go nie chce. Chłopiec wie, że przeszkadza rodzicom, czuje się niekochany i niechciany. Pewnego dnia ucieka z domu.
Od tego momentu Zwiagincew wchodzi na swojego ulubionego konika i opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie stopniowo zamienia się w portret przeżartej korupcją i zakłamaniem Rosji. Tym razem jednak reżyser nie porusza wątków politycznych, skupia się na chorobie toczącej społeczeństwo, w jakim żyje - na zaniku empatii w mikro- i makroskali. Po części obwinia za to nowoczesną technologię, w tym media społecznościowe, która stała się erzacem bliskości, jej złudzeniem. Obserwując z dystansu postawy obojga rodziców po zniknięciu niekochanego syna, pokazuje ludzi, którzy nie mają potrzeby ani brania, ani dawania uczuć, okazywania czułości. Diagnozuje społeczeństwo skażone nieumiejętnością kochania i dopatruje się w nim źródła wszelkich tragedii.
"Zwiagincew celnie rozpoznaje wirusa braku empatii i nieumiejętności kochania i trafnie diagnozuje choroby, jakie on z sobą niesie, ale to nie ogranicza się jedynie do Rosji. Siły, które spiskują w walce o miłość, są wszędzie" - napisał krytyk "Variety".
Z kolei "The Hollywood Reporter" podkreślał niezwykły talent Zwiagincewa, "do tworzenia idealnie ukształtowanych, dramatycznych mikrokosmosów" i porównując dzieło reżysera do filmów największych artystów kina - Bergmana i Antonioniego - w nim właśnie widzi kandydata do Złotej Palmy. Oczywiście, czekając na kolejne objawienia festiwalu.
Pytanie o granice tolerancji
Nie był nim na pewno oczekiwany konkursowy obraz twórcy nagrodzonego Oscarem "Artysty" Michela Hazanaviciusa "Le Redoutable" – historia związku słynnego reżysera i krytyka Jeana-Luca Godarda z młodziutką aktorką, a potem pisarką Anne Wiazemsky. Miało być obrazoburczo i przejmująco, niestety, jak napisał Peter Bradshaw z "The Guardian": "Zapewne niezamierzenie wyszedł pastisz pozbawiony pasji".
Świetne recenzje zebrał za to szwedzki "The Square", nowy film twórcy pamiętnego "Turysty" Rubena Östlunda, w którym reżyser pyta o granice tolerancji zachodniego społeczeństwa i pokazuje, jak bardzo są kruche, często serwowane fałszywie na pokaz. Ten film, zdaniem krytyków, również będzie się liczył w rywalizacji o główne nagrody. Główną rolę zagrała Elizabeth Moss, gwiazda m.in. serialu "Mad Men".
Ale Cannes zaledwie przekroczyło półmetek. Przed gośćmi imprezy jeszcze kilka mocnych akcentów, jak choćby kostiumowy obraz Sofii Coppoli "The Beguiled", "Krotkaya" Siergieja Łoźnicy czy "Podwójny kochanek" François Ozona. Wielka szkoda, że nowy obraz Polańskiego "Prawdziwa historia", nie znalazł się w głównym konkursie, zwłaszcza że nikt nie ma wątpliwości, iż stało się tak z powodów pozaartystycznych, po histerii wokół tegorocznych Cezarów.
Przed nami również projekcja krótkometrażowego filmu absolwenta Gdyńskiej Szkoły Filmowej "Koniec widzenia" Grzegorza Mołdy, walczącego o Złotą Palmę wraz z ośmioma innymi tytułami.
W prestiżowym konkursie Tydzień Krytyków bierze dział również krótki metraż "Najpiękniejsze fajerwerki ever" Aleksandry Terpińskiej.
70. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Cannes potrwa do 28 maja.
Autor: Justyna Kobus/sk/jb / Źródło: "The Guardian", "Variety", "IndieWire", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Festival de Cannes