- Witamy na 61. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie – takimi słowami szef Berlinale Dieter Koslick otworzył oficjalnie tegoroczne Berlinale. Filmowe gwiazdy witały też tłumy przed Berlinale Palast. Swoich ulubieńców na czerwonym dywanie przyszli zobaczyć kinomaniacy i słynni berlińscy łowcy autografów.
Berlińczycy każdą gwiazdę, wkraczająca na czerwony dywan, witali entuzjastycznymi okrzykami. Szczególny aplauz zebrała aktorska część międzynarodowego jury – czyli włoszka Izabella Rossellini i top-gwiazda kina bollywoodzkiego Aamir Khan.
Na festiwalu – zgodnie z zapowiedziami – nie pojawił się wyjątkowy członek jury, uwięziony w Iranie reżyser Jafar Panahi. Tuż po zaproszeniu na Berlinale reżimowe władze skazały tego twórcę na sześć lat więzienia i 20-letni zakaz kręcenia filmów. Organizatorzy festiwalu zapowiedzieli, że otwarcie będą protestować przeciwko tej sytuacji – już jutro ma tu odbyć się wielka debata o cenzurze w irańskim kinie.
Największe gwiazdy na czerwonym dywanie
Najbardziej gorące powitanie przed Berlinale Palast miały zdecydowanie główne gwiazdy dzisiejszego wieczoru – czyli ekipa filmu "Prawdziwe męstwo", który otworzył festiwal. "Jeff, Jeff, tutaj!" – krzyczeli fani Jeffa Bridgisa, gdy tylko ten odtwórca głównej roli w najnowszym filmie braci Coen pojawił się przed Berlinale Palast.
Niemniejsze zainteresowanie wzbudzili sami reżyserzy filmu, których dzieło jest remakiem pamiętnego westernu z 1969 roku i adaptacją powieści Charlesa Portisa. To historia rodem z Dzikiego Zachodu, w której 14-letnia dziewczyna wyrusza w trudną drogę, by pomścić śmierć swojego ojca.
14-letnia debiutantka przywitana zachwytami
Ten film otwarcia będzie miał w Berlinie zapewne bardzo dobrą prasę. Tuż po pokazie, na pierwszej festiwalowej konferencji prasowej zjawiły się tłumy dziennikarzy, a gratulacje dla całej ekipy "Prawdziwego męstwa" sypały się z prawa i lewa.
Szczególnie dla debiutującej, młodziutkiej (14 lat!) Heille Steinfeld, brawurowo odgrywającej rolę Mattie – zdeterminowanej córki, której w poszukiwaniach zabójcy ojca pomoga podstarzały śledczy Cogburn (Bridges) i agent federalny z Teksasu LaBoef (Damon).
Pytana o pracę w otoczeniu takich tuzów ekranu, w dodatku samych "twardych facetów", odpowiadała z pełną naturalnością: – Czułam się bardzo dobrze w towarzystwie tych "gości". Praca z nimi była naprawdę wspaniała, zwłaszcza kiedy zauważyłam, że oni po prostu kochają, to co robią.
Dystans, wdzięk i dwie nominacje do Oscara
Zresztą "ci goście" wypadli w filmie równie świetnie, co debiutantka. Jeff Bridges zagrał jednookiego i wiecznie pijanego zabijakę bez żadnych kompleksów wobec legendarnego Johna Wayna, który ponad 40 lat temu za tą samą rolę zdobył Oscara. Matt Damon wprowadził z kolei interesujący dystans - nie tylko do postaci odważnego “strażnika Teksasu”, ale i swojego aktorskiego wizerunku.
Cała trójka bohaterów osobno byłaby nie do zniesienia, ale u Coenów wspólnie posiadają nieodparty wdzięk, którym zasłużyli sobie aż na dwie aktorskie nominacje do Oscarów (dla Bridgisa i Steinfeld).
Prawdziwa wolta reżyserów
"Prawdziwe męstwo" łącznie ma tych nominacji aż 10 i przyznać trzeba, że nie bez powodu. Film ma wszystko, w czym kocha się amerykańska Akademia – gwiazdorską obsadę, pełnokrwiste postaci, wartką akcję i co najważniejsze, bardzo klasyczną gatunkową formę.
To tradycyjne podejście to prawdziwa wolta w wykonaniu reżyserów. Zabawy z konwencją, ironiczne spojrzenie i pełna autorskość – to właśnie do tego przyzwyczaili nas kolejnymi produkcjami Coenowie. Tymczasem "Prawdziwe męstwo" to obraz stworzony z zachowaniem wszelkich reguł gatunku, który bez problemu można ustawić na jednej półce z największymi klasykami westernu.
I nie chodzi tu tylko o wypełnienie filmu rekwizytami rodem z Dzikiego Zachodu i odpowiednie pejzaże, ale też o wierną tradycji fabułę. Po pełnym przygód pościgu przez prerię zbrodnia zostanie ukarana, misja wypełniona, a męstwo udowodnione.
Jak zrobić western a’la bracia Coen?
Z drugiej jednak strony nie zawodzi znany z wcześniejszych produkcji “coenowski” charakter filmu. Śmiało można powiedzieć, że to pierwszy klasyczny western w historii kina, na którym będziecie się świetnie bawić i – uwaga – raz po raz wybuchać śmiechem.
Bo Coenom w sztywnych gatunkowych ramach udało się pomieścić wszystko, za co ich najbardziej kochamy. Jest więc komiczny ton, ironiczne podejście do postaci i mistrzowskie, iskrzące się inteligentnym humorem dialogi. To jest prawdziwy western, ale nadal "ich" western, nieoglądajacy się na historię kina, a już tym bardziej na oryginał sprzed 40 lat:
- Widzieliśmy pierwszą wersję “Prawdziwego męstwa” w 1969 roku , ale byliśmy wtedy dziećmi i to dla nas raczej mgliste wspomnienie – mówił na konferencji prasowej Ethan Coen. - Zrobiliśmy ten film nie ze względu na pierwowzór, ale dlatego, że zafascynowaliśmy się powieścią Charlesa Portisa i chcieliśmy po prostu przedstawić naszą wersję tej książki – tłumaczył.
Dobra zabawa w kino
Taka intencja była szczególnie ważna dla odtwarzającego główną rolę Jeffa Bridgisa: - Kiedy zadzwonili do mnie bracia Coen z propozycją zrobienia tego filmu, zapytałem zdziwiony: "Ale zaraz, przecież to już było". Odparli, że wiedzą, ale chcą zrobić całkowicie własną adaptację powieści. Przeczytałem książkę Portisa i zrozumiałem, dlaczego Coenowie chcą zrobić z niej film. Ona jest napisana jak prawdziwy scenariusz! – mówił na berlińskiej konferencji.
- Jedynym wyzwaniem były w niej dialogi. Dlatego chciałem przeprosić wszystkich widzów, którzy nie rozumieją, co mówię w tym filmie. Chciałem być po prostu jak najbliżej oryginału - żartował ze swojego filmowego ględzenia bez żadnych kompleksów. Czyli dokładnie tak, jak zrobiony jest western Coenów. Od razu widać, że chodzi po prostu o dobrą zabawę w kino.
400 filmów, jeden zwycięzca
"Prawdziwe męstwo" to dopiero początek tej kinowej zabawy w Berlinie. Przez kolejne 10 dni festiwalu publiczność będzie mogła zobaczyć prawie 400 filmów. W programie roi się od wielu ciekawych pozycji.
Widzowie czekają m.in. na nowy film Wima Wendersa "Pina" realizowany w technice 3D czy gwiazdorsko obsadzony, amerykański thriller “Margin Call” w reżyserii debiutanta JC Chandora. Ale kto zgarnie Złotego Niedźwiedzia – przekonamy się dopiero 19 lutego.
Źródło: tvn24.pl