Miał torturować, zamordować i obedrzeć ze skóry studentkę. Robert J. od ponad dwóch lat przebywa w areszcie, rok temu został sformułowany przeciwko niemu akt oskarżenia. Teraz, po 21 latach od zbrodni, ma ruszyć proces. Obrońca oskarżonego przyznał, że "z całą pewnością" będzie skomplikowany, a największe wątpliwości budzi - jak zaznaczył - "brak dowodów".
Posiedzenie organizacyjne rozpoczęło się o godzinie 9:15 w sali A111. Odbywało się za zamkniętymi drzwiami.
- Zazwyczaj na tego typu posiedzeniach planowane są terminy kolejnych rozpraw, przesłuchania świadków – tłumaczy Daria Pichórz z biura prasowego krakowskiego sądu. Zakres ustaleń, które mogą zostać podjęte podczas posiedzenia organizacyjnego reguluje artykuł 349 kodeksu postępowania karnego.
Ustalono, że proces ruszy 8 stycznia.
Jak poinformował dziennikarzy obrońca oskarżonego adw. Łukasz Chojniak, po piątkowym posiedzeniu organizacyjnym w tej sprawie, które odbyło się w krakowskim sądzie okręgowym, "sąd wyznaczył nie jeden, ale wiele terminów rozpraw". - Rozpoczynamy 8 stycznia przyszłego roku, mamy już zaplanowane wstępne czynności - powiedział. Przyznał, że zgodnie z planem - jeśli nie wystąpią żadne przeszkody formalne - odczytany zostanie akt oskarżenia. - Następnie oskarżony ma prawo złożyć wyjaśnienia, najpewniej z tego prawa skorzysta. Dalej jest już kwestia postępowania dowodowego - dodał.
Obrońca oskarżonego przyznał, że proces "z całą pewnością" będzie skomplikowany. - Proces jest bardzo skomplikowany, materia nie jest prosta. W ocenie obrony jednoznacznych dowodów brak, a i te pośrednie są wątpliwe. Natomiast nie chcę ferować rozstrzygnięć tutaj, przed państwem, zdajemy się na ocenę sądu i wierzymy, że to będzie sprawiedliwe rozstrzygnięcie - powiedział. Pytany o to, co w ocenie obrony budzi największe wątpliwości, podkreślił, że "brak dowodów". Zaznaczył, że zarówno on, jak i oskarżony wyrażają "daleko idącą wątpliwość" co do "jakości materiału dowodowego".
Zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem
Robert J. został zatrzymany w październiku 2017 roku. Jak przyznają śledczy, mężczyzna był podejrzewany niemal od początku śledztwa, ale brakowało dowodów. Do finału sprawę doprowadzili policjanci z Archiwum X.
J. odpowiada za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Prokuratura zarzuca mu, że w 1998 roku zamordował Katarzynę Z., studentkę religioznawstwa. Fragmenty skóry i ciała wyłowiono z Wisły 7 stycznia 1999 r. Zwłoki zostały pozbawione skóry, jej fragmenty były fachowo odcięte i wypreparowane. Tożsamość ofiary ustalono dzięki badaniom genetycznym.
W 2000 r. ujawniono, iż przy szczątkach znaleziono ślady biologiczne niepochodzące od ofiary. Wykorzystano je do weryfikacji osób, znajdujących się w kręgu podejrzeń. Nie przyniosło to jednak efektów i w październiku 2000 r. prokuratura umorzyła śledztwo. Podkreślała jednak, że w przypadku ustalenia nowych okoliczności lub dowodów, śledztwo może być podjęte na nowo. Przestępstwo zabójstwa ulega przedawnieniu po 30 latach od popełnienia czynu (dolicza się dodatkowe 5 lat, jeśli w sprawie było prowadzone śledztwo).
Pod koniec 2011 r. krakowska policja poinformowała, iż policjanci z tzw. Archiwum X ponownie analizowali materiały tego śledztwa i ustalali nowe dowody. Było to możliwe m.in. dzięki postępowi w dziedzinie badań kryminalistycznych oraz współpracy z ekspertami w różnych dziedzinach.
Na tej podstawie krakowska prokuratura w styczniu 2012 r. podjęła śledztwo na nowo i zleciła m.in. ekshumację szczątków. Jak podawała, w wyniku oględzin ujawniono szereg śladów kryminalistycznych i dowodów, które zostały zabezpieczone dla potrzeb śledztwa. Były to substancje, włosy, drobiny i włókna pozwalające - zdaniem śledczych - na podjęcie dodatkowych czynności.
Wiele lat obserwacji
Jednak mimo wysiłków śledczych aż do 2017 roku nikogo w związku z tą sprawą nie zatrzymano. Dopiero dwa lata temu policjanci zdecydowali, że mają wystarczająco wiele dowodów przeciwko Robertowi J. i mężczyzna trafił do aresztu.
- Pociągnięcie do odpowiedzialności karnej sprawcy tej brutalnej zbrodni będzie możliwe dzięki wyjątkowo wytężonej pracy prokuratorów prowadzących to postępowanie oraz funkcjonariuszy policji, jak również biegłych powołanych do opiniowania w tej sprawie. Musieli się oni zmierzyć z przestępczym działaniem, które dotąd było nieznane polskiej i zagranicznej kryminalistyce - powiedziała Beata Marczak, zastępczyni prokuratora generalnego.
Mężczyzna przez wiele lat był obserwowany przez śledczych. Brakowało jednak dowodów jego winy. - Od kilku lat te podejrzenia koncentrowały się wokół jednego człowieka, ale nigdy nie udało się przełożyć zebranego materiału na konkretne dowody, które pozwalałyby na postawienie temu człowiekowi zarzutów. Dzisiaj został zatrzymany. Mam nadzieję, że to zabójca. Gdyby się okazało, że po 20 latach udało się zatrzymać zabójcę, to byłby ogromny sukces - mówił krótko po zatrzymaniu J. Dariusz Nowak, były rzecznik małopolskiej policji.
Kolejne ekspertyzy
Prokuratura Krajowa podała natomiast, że "w sprawie tej przez wiele lat przeprowadzono żmudne czynności śledcze, które w konsekwencji doprowadziły do ustalenia sprawcy zabójstwa".
- Prokuratorzy zlecali kolejne badania i opinie biegłych, żeby na podstawie najdrobniejszych nawet śladów dowiedzieć się jak najwięcej o okolicznościach mordu i samym sprawcy. Z tak bestialską zbrodnią i zbezczeszczeniem ciała nie mieliśmy jeszcze w Polsce do czynienia, dlatego prokuratura postawiła sobie za punkt honoru wykrycie sprawcy – mówiła osoba znająca kulisy śledztwa. Prokuratorzy zaangażowali dziesiątki biegłych z Polski i zagranicy. Korzystali ze wszystkich najnowocześniejszych metod badawczych oraz zdobyczy nauki i techniki.
Na ich zlecenie Laboratorium Ekspertyz 3D Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu po raz pierwszy na świecie sporządziło trójwymiarowy obraz zbrodni tylko na podstawie śladów pozostawionych przez sprawcę na tkankach ofiary. Dzięki badaniom Katedry Biologii Eksperymentalnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu udało się także wykryć związki chemiczne, które morderca podawał studentce. Takie badania najprawdopodobniej zostały wówczas przeprowadzone po raz pierwszy w historii polskiej kryminalistyki.
Na tej podstawie ustalono sposób zadawania ciosów przez mordercę i fakt, że mogła je zadawać osoba wyszkolona w określonych sztukach walki - trenował je właśnie Robert J.
Było to przełomowe dla śledztwa, w którym prokuratura skrupulatnie zbadała wszystkie ślady pozostawione przez sprawcę, sposób jego działania i profil psychologiczny.
Śledztwo "Superwizjera"
Dlaczego J. został zatrzymany po blisko dwóch dekadach od zbrodni? Odpowiedzi m.in. na to pytanie szukali reporterzy "Superwizjera" TVN Michał Fuja i Piotr Litka. I docierali do informacji, które rzucają nowe światło na osobę podejrzanego. Na przykład, że prowadził zapiski, że w notesie miał imiona, nazwiska i adresy wielu kobiet.
Z jedną z nich reporterzy się spotkali i rozmawiali. - Do mnie przychodził ciągle, że on by chciał mieć jakąś kobietę, że ma problemy … - opowiada kobieta. Mówi też, że "w okolicach Wszystkich Świętych taki się dziwny robił". - Wtedy przychodził do mnie, przynosił książeczki, modlitwy. Ja mówię: Panie Robercie, pan to chyba świętym będzie. A on mówi: Żeby pani wiedziała, co ja zrobiłem, to nawet gdybym całe życie to nosił, to nic to nie pomoże.
Sąsiadka, z którą reporterzy Superwizjera porozmawiali mówi: - O 9 wieczór Apel Jasnogórski. Zawsze było od nich słychać. Ja chodzę tu do (kościoła - red.) Bożego Ciała, to on za księdzem zawsze w procesji. Teraz chodził do Bonifratrów, bo u nas w kościele jest bardzo zimno w zimie i się przeniósł. I ona też (jego matka - red.). W Boże Ciało była procesja, to byli razem. On ją trzymał pod rękę. Uczynny. Spokojny.
Robert J. zaprzecza, by znał Katarzynę Z. - Ale przychodził pan na jej grób - zauważa jeden z reporterów "Superwizjera" TVN.
- To nie jest przestępstwo - odpowiada.
Pytany o pracę w szpitalnym prosektorium odcina się: - Sam pan lepiej wie.
Reporterzy wiedzą. Robert J. pracował przy stole sekcyjnym w krakowskim szpitalu Bonifratrów przez dwa lata.
Michała Fuja i Piotr Litka ustalili ponadto, że żyjący dotychczas z renty Robert J., w latach 80. zatrudniony był w Instytucie Zoologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mógł tam obserwować na żywo proces skórowania zwierzęcych zwłok.
Autor: wini/gp / Źródło: TVN24 Kraków / PAP