Dariusz Waloch wyszedł ze szpitala 27 listopada. Miał na sobie tylko dres i kapcie i - jak twierdzi rodzina - kłopoty z pamięcią. Prawdopodobnie chciał wrócić do swojego domu. Został znaleziony martwy 8 grudnia. Wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują, że utonął kilka dni przed odnalezieniem.
- Wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują, że przyczyną zgonu było utonięcie. Nie stwierdzono obrażeń zewnętrznych. Biegli ocenili, że zgon nastąpił kilka dni wcześniej - mówi Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Ozimek dodaje, że mężczyzna mógł umrzeć w dniu zaginięcia. - Ciało znajdowało się na otwartym terenie, w niskiej temperaturze, te okoliczności mogły wpłynąć na stan zachowania zwłok - wyjaśnia rzecznik.
Prokuratura planuje przesłuchać w tej sprawie rodzinę Walocha i personel szpitala powiatowego w Zawierciu. 51-latek został tam przyjęty dzień przed zaginięciem i wyszedł bez wypisu, samowolnie, bez kurtki, w kapciach.
Pomylił żonę
Dariusz Waloch ze wsi Choroń pod Myszkowem został przyjęty do szpitala w Zawierciu 26 listopada. - Bo w Myszkowie nie było oddziału neurologicznego - mówi pan Jacek, syn pana Dariusza.
Powody wezwania karetki według informacji rodziny: pan Dariusz zasłabł na ulicy, przewrócił się i uderzył w głowę. Po tym upadku dziwnie się zachowywał, np. ogolił sobie tylko jeden policzek, bo nie widział swojej lewej strony. Rok wcześniej zachorował na krwiaka mózgu, który sam się wchłonął.
Tak wynika z relacji rodziny Walocha, z którą kobieta miała się skontaktować już po zaginięciu pacjenta. Jak twierdzi rodzina, kobieta ta o zajściu poinformowała pielęgniarkę szpitala.
Szpital w piśmie do tvn24.pl nie potwierdza tego incydentu. Twierdzi też, że Dariusz Waloch nie został przyjęty do szpitala z powodu zaburzeń pamięci.
Zaginięcie bez zagrożenia życia
Policja podała, że Dariusz Waloch zaginął 27 listopada około godz 16.20.
O godz. 16.40 i 17.14 dzwonił do żony, informując że wraca do domu i wskazując miejsce, w którym się znajduje. Kobieta wyjechała po niego samochodem, jednak nie znalazła. Nie odebrał już od niej telefonu.
Szpital zgłosił zaginięcie pacjenta o godz. 17.20 (tak twierdzi policja) lub 17.10 (tak twierdzi szpital). Zostało przyjęte jako zaginiecie drugiej kategorii, bez zagrożenia życia.
Komórka Walocha logowała się po raz ostatni około godz. 19, jeszcze na terenie Zawiercia.
"Był logiczny i mówiący"
Rodzina poszukiwała pana Dariusza także przez media społecznościowe. W ten sposób skontaktowali się z nimi kierowcy, którzy opowiedzieli, że około godz. 19 widzieli na drodze z Myszkowa do Zawiercia idącego drogą mężczyznę bez kurtki i w kapciach, że hamowali i trąbili na niego.
Przeczesując teren strażacy apelowali na naszym portalu, by zwracać uwagę na człowieka ubranego nieodpowiednio do warunków pogody, zatrzymać go i powiadomić służby.
- Szpital nie jest placówką zamkniętą. Pacjent miał prawo do swobodnego opuszczania sali szpitalnej. Pan Dariusz w dniu opuszczenia oddziału był logiczny i mówiący - czytamy w piśmie ze szpitala w Zawierciu.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24, archiwum rodzinne