Do tego stawu nie można wpaść z drogi. Oni wjechali, ona nie żyje, on ma zarzut

Auto ze zwłokami wyciągnięto po sześciu godzinach od zgłoszenia
Auto ze zwłokami wyciągnięto po sześciu godzinach od zgłoszenia
Źródło: śląska policja

W nocy mokry i zziębnięty szukał pomocy. Mówił, że jego samochód wpadł do stawu, a w środku została kobieta. Miała 26 lat. Auto strażacy znaleźli 10-15 m od brzegu, na dnie, na głębokości dwóch metrów. 57-latek jest podejrzany o nieumyślne spowodowanie śmierci, ale prokurator zastrzega, że zarzut może się zmienić.

- 57-letni mężczyzna jest podejrzany o nieumyślne spowodowanie śmierci - mówi Paweł Sikora, szef prokuratury rejonowej Gliwice Zachód.

Mieszkaniec Gliwic prowadził tico, które wpadło do stawu. Jego 26-letnia pasażerka najpewniej utonęła.

Jak dowiedzieliśmy się od policji, nie byli rodziną. Dzisiaj wiadomo już, że znali się z pracy.

Tico na dwóch metrach głębokości

Do zdarzenia doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek.

57-letni mieszkaniec Gliwic mokry i zziębnięty dotarł w nocy do firmy w Sośnicowicach pod Gliwicami. Jak relacjonują śledczy, poprosił ochroniarza o wezwanie ratowników. Mówił, że jego samochód wpadł do stawu i że w środku została kobieta.

Było po 3.30. Od zdarzenia minęło już dużo czasu. 57-latek nie miał przy sobie telefonu, by natychmiast wezwać pomoc. Gdy przyjechali do niego policjanci, ten nie był w stanie wskazać, do którego stawu wpadł samochód. Był nietrzeźwy i w szoku.

Policjanci penetrowali teren - w okolicy znajdują się co najmniej dwa stawy i ich linia brzegowa jest długa. Gdy ustalono miejsce zdarzenia, wezwano straż pożarną.

- Zostaliśmy zadysponowani na miejsce o 11.43 - mówi Dawid Szulc ze specjalistycznej grupy ratownictwa wodnego i nurkowego w Bytomiu, który brał udział w akcji.

Po kwadransie penetracji stawu nurkowie zlokalizowali tico. Znajdowało się 10-15 m od brzegu, na dnie, na głębokości dwóch metrów.

- Z powodu zerowej widoczności pod wodą, po konsultacji z prokuratorem, zapadła decyzja o podpięciu samochodu do wozu i wyciągnięciu na brzeg - mówi Szulc.

- To nie była akcja ratunkowa, nie było już nadziei, że osoba w tym samochodzie może żyć - podkreślają śledczy.

Potwierdzili, że w tico znajdowała się 26-letnia kobieta. Nie żyła.

Do tego stawu nie można wpaść z drogi

Tajemnicza historia komentowana jest na lokalnych forach internetowych. Internauci opisują tragiczny staw przy ul. Smolnickiej w Sośnicowicach.

- Znam to miejsce i w życiu bym się tam autem w nocy nie zapuściła. W dzień trzeba uważać, a co dopiero po ciemku - pisze Ewa.

Zołza i Mirka precyzują, że staw znajduje się na uboczu, nie można do niego zjechać prosto z drogi, lecz trzeba nad staw specjalnie jechać i ciężko to zrobić w nocy.

- Do tego stawu nie można wpaść z drogi - zauważa mieszkaniec Sośnicowic.

Śledczy potwierdzają, że staw nie znajduje się przy głównej ulicy i prowadząca do niego droga ma bardziej polny charakter, dojazdowy.

- To nie był wypadek drogowy - mówi o poniedziałkowej tragedii prokurator Sikora.

Pracowali w jednym sklepie

- Śledztwo jest na bardzo wstępnym etapie. Zarzuty mogą się zmienić w każdą stronę - mówi Sikora.

Sprawa badana jest np. pod kątem nieudzielenia pomocy. Prokurator dodaje, że sytuacja jest nietypowa i trzeba wyjaśnić wiele szczegółów, ale na razie nie ma podstaw, by podejrzewać zabójstwo. Dlatego podejrzany został objęty dozorem policyjnym, a nie aresztem.

Opowiedział w prokuraturze, co robił z 26-latką nad stawem i przyznał, że to on siedział za kierownicą.

- Mężczyzna i kobieta znali się z pracy. Pracowali w tym samym sklepie - potwierdza nasze informacje Sikora.

Równocześnie nie potwierdza, by 57-latek był przełożonym zmarłej kobiety.

Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: