37-letni Waldemar K. wpadł w tym roku Rybniku, bo napadł na bank obok komendy policji i funkcjonariusze zdążyli go złapać. Z początku myśleli, że mężczyzna w peruce, z atrapami pistoletu i granatu może być chory psychicznie, ale w czasie śledztwa okazało się, że miał precyzyjny plan działania. Od 2008 roku w różnych miastach na południu Polski obrabował banki na w sumie ponad milion złotych. Prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia przeciw niemu.
15 lutego 2019 roku około godziny 17 dyżurny policji w Rybniku został zaalarmowany o napadzie na bank przy ulicy 3 Maja. Funkcjonariusze natychmiast byli na miejscu - bank znajduje się obok komendy. Ewakuowali budynek, a w banku zastali wystraszonych pracowników i mężczyznę, który trzymał w ręku przedmiot przypominający granat.
Po negocjacjach z napastnikiem obezwładnili go. Ustalili, że to 37-letni mieszkaniec Tychów. Żądał od pracowników banku wydania 600 tysięcy złotych ze skarbca. Broń, którą miał przy sobie, granat i pistolet, okazała się atrapą.
Choć nikomu nic się nie stało i nic nie zostało skradzione, 37-latek został aresztowany. Grozi mu surowa kara - nawet 12 lat.
Policjanci podejrzewali z początku, że napastnik może być chory psychicznie. Nie wiedzieli jeszcze, że od lat realizował swój plan.
Garaż i filmy
W jego garażu oprócz atrap broni znaleźli ubrania, czapki, szaliki, rękawiczki, peruki, okulary przeciwsłoneczne. Prokuratura ustaliła w trakcie śledztwa, że 37-latek używał tych akcesoriów w czasie siedmiu napadów na banki w różnych miastach południowej Polski, których dokonał na przestrzeni 11 lat.
"Mechanizm popełniania przestępstw sprowadzał się do tego, że podejrzany zapoznawał się z zasadami funkcjonowania placówek bankowych, słownictwem, sposobami przechowywania środków pieniężnych na terenie oddziałów, a dodatkowo na „napad” stylizował się i przebierał, nie chcąc być rozpoznanym" - czytamy w komunikacie Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. - "W tym celu używał, peruk, czapek, szalików, okularów przeciwsłonecznych. Akcesoriów tych nie wyrzucał po napadzie, a przynajmniej ich część została znaleziona w wynajmowanym przez oskarżonego garażu zlokalizowanym w Tychach. Z reguły też zabezpieczał się zakładając na ręce rękawiczki. W trakcie zdarzeń miał ze sobą atrapy broni i granatów, które służyły mu do wymuszenia na pracownikach banku, a czasami i klientach, wydania środków finansowych".
K. zeznał, że inspirował się filmami sensacyjnymi.
Początkowo przyznał się
Prokuratura ustaliła, że pierwszego napadu na bank Waldemar K. dokonał 18 grudnia w 2008 roku w Dąbrowie Górniczej, gdzie zabrał z sejfów i kasetek 20 750 zł, zastraszając pracowników atrapą pistoletu.
Według śledczych zawsze działał podobnie, okradając:
- 17 września 2010 roku bank w Nysie na 12 900 zł i 1500 euro
- 21 stycznia 2011 bank w Katowicach na 32 870 zł
- 15 lipca 2011 bank w Raciborzu na 91 390. Przy okazji nie pogardził drobniakami - zabrał klientce portfel z 800 zł.
Odtąd jego łupy rosły. 18 kwietnia 2012 udało mu się zgarnąć z banku w Bytomiu aż 264 680 zł, 5715 euro, 2228 USD i 2110 GBP. Ale mu nie wystarczyło. 10 października 2013 pobił swój rekord. Bank w Częstochowie stracił na jego rzecz 322 968 zł oraz 850 euro.
Starczyło mu na trzy lata i wrócił do przestępczej działalności. Śledczy ustalili, że 11 sierpnia 2016 z banku Dąbrowie Górniczej ukradł 258 570, 7025 euro i 2485 USD, a 2 października 2017 z banku w Bielsku Białej - 240 860 zł. Podejrzany początkowo przyznał się do stawianych zarzutów, złożył wyjaśnienia, na końcowym etapie śledztwa zmienił swoją postawę procesową. Proces będzie toczył się przed Sądem Okręgowym w Częstochowie.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice