25-latek został skatowany za to, że wezwał policję do hałaśliwych sąsiadów. Jednym z napastników był syn prokuratorów. Drugi groził 25-latkowi i jego żonie śmiercią, jeśli znowu wezwą policję. Dotąd podejrzani nie zostali aresztowani mimo zażalenia prokuratury. To poszkodowani musieli uciekać z miasta. Po publikacjach w mediach policja przeprosiła 25-latka i zaproponowała ochronę. Odmówił.
- Policjant z wydziału kontroli komendy w Częstochowie przeprosił nas za działania policji - mówi 25-latek, skatowany w bloku we własnym mieszkaniu za to, że wezwał stróżów prawa do hałaśliwych sąsiadów.
- To bardzo miły gest - podkreśla pan Adam.
- Kiedy pana przeprosili? - dopytujemy.
- Zadzwonili w piątek wieczorem po publikacji artykułu na tvn24.pl - mówi poszkodowany.
Czyli po tygodniu od napaści i interwencji policji. Wcześniej dwukrotnie - dzień po pobiciu i trzy dni po- policjanci odwiedzili pana Adama w szpitalu. Wtedy nie przepraszali. Mimo, że komendant V komisariatu stracił już stanowisko przez tę sprawę.
I wtedy nie zaproponowali panu Adamowi ochrony, mimo że jego oprawcy chodzą na wolności.
Teraz, jak twierdzi poszkodowany, zaproponowali: zwiększone patrole w miejscu zamieszkania i pomoc w napisaniu wniosku o ochronę osobistą. Ale pan Adam odmówił. Nie chce nikomu zdradzać, gdzie mieszka.
Wieczorem 26 sierpnia 25-latek i jego żona zostali zaatakowany przez Mateusza T., syna częstochowskich prokuratorów. Mężczyzna wraz z kolegą wyważyli antywłamaniowe drzwi do mieszkania pana Adama, T. skopał go po głowie, poranił twarz, wybił zęba, złamał żebro. Na koniec zagrozili śmiercią, jeśli poszkodowani wezwą policję.
Nie pomyśleli, że mnie wskazali?
Jak mówi pobity 25-latek, "policja przeprosiła ogólnie za błędy w trakcie interwencji, że nie dotarła na czas".
Co policjanci zrobili nie tak, jak powinni, zapytaliśmy biuro prasowe śląskiej komendy.
1. Dlaczego policja, wezwana przez pana Adama do hałaśliwych sąsiadów, nie poszła prosto do nich, tylko do pana Adama z pytaniem, kto hałasuje? 25-latek wcześniej telefonicznie podał adres sąsiadów i prosił, żeby nie ujawniać, kto wzywał policję, z obawy przed zemstą. Pan Adam: - Nie pomyśleli, że mnie w ten sposób wskazali?
2. Dlaczego policja nic nie zrobiła w czasie interwencji? Hałaśliwi sąsiedzi nie otworzyli drzwi i na tym się skończyło. Pan Adam: - Słyszałem, jak komentowali na balkonie, że policja nic nie może im zrobić, że nie muszą otwierać.
3. Dlaczego policja nie interweniowała natychmiast po wezwaniu do próby włamania? Pan Adam dzwonił na komisariat V, gdy hałaśliwi sąsiedzi kopali w jego drzwi i wykrzykiwali groźby, mówił, że czuje się zagrożony. W odpowiedzi usłyszał, że nie ma wolnego patrolu. Czy częstochowska policja tego wieczoru miała tylko jeden patrol na całe miasto? Kilka minut po tym telefonie drzwi zostały wyważone, a pan Adam skatowany.
4. Dlaczego po tej napaści policja nie wyważyła drzwi mieszkania sprawców i nie zatrzymała ich? Według nieoficjalnych informacji funkcjonariusze mieli to zrobić, ale dostali telefon od przełożonego i odstąpili od czynności. Czy właśnie za to komendant V komisariatu stracił stanowisko?
5. Dlaczego sprawcy nie zostali zatrzymani, gdy dwa dni po napaści sami zgłosili się na policję?
Sprawą zajmuje się wydział kontroli śląskiej policji. Dzisiaj nie odpowiedział nam na pytania.
"Realne zagrożenie życia pokrzywdzonych"
Dwa dni po napaści, 28 sierpnia sprawcy zgłosili się sami na komisariat. Mateusz T. do wszystkiego się przyznał, jego kompan złożył wyjaśnienia. - Nie zaprzeczył, że był w mieszkaniu pana Adama - mówi Joanna Smorczewska, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Gliwicach, która przejęła sprawę od prokuratury rejonowej Częstochowa - Północ.
Częstochowska prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskiem o areszt tymczasowy, został jednak odrzucony przez sąd rejonowy w Częstochowie.
- Sprawca przyznał się, więc trudno mówić o obawie matactwa - uzasadnia Tomasz Przesłański, prezes sądu rejonowego w Częstochowie. I dalej: - Nie był uprzednio karany, więc to był incydent w jego życiorysie. Jego prognoza kryminologiczna jest pozytywna, zdaniem sądu dostałby karę w dolnych granicach tej, która mu grozi.
Czyli pół roku za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia, zniszczenie mienia i naruszenie miru domowego, bo takie zarzuty usłyszał Mateusz T. Górna granica kary: 8 lat.
Gliwicka prokuratura złożyła zażalenie od decyzji sądu.
- Naszym zdaniem istnieje obawa matactwa oraz realne zagrożenie życia pokrzywdzonych. Sprawcy grozili im śmiercią w przypadku powiadomienia organów ścigania - mówi Smorczewska.
Sprawa jest absurdalna, ponieważ zamiast aresztu, sprawcy (prócz kaucji) dostali sądowy zakaz zbliżania się do swojej ofiary na odległość 100 metrów. Tymczasem mogą być sąsiadami pana Adama. Hałaśliwa impreza, do której 25-latek wzywał policję, odbywała się w mieszkaniu pod nim.
Między mieszkaniami nie ma stu metrów. Ofiara i jego oprawcy mogą spotykać się w windzie.
W efekcie to pan Adam z żoną musieli się wyprowadzić.
- Zażalenie wpłynęło do nas dzisiaj, dopiero będzie rozpatrzone - dowiedzieliśmy się w sekretariacie prezesa sądu okręgowego w Częstochowie.
Autor: mag//ec / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne