Śmierć po liposukcji. Szefowa kliniki: dzień po zabiegu chodziła, zjadła obiad

Anna zmarła 2 dni po zabiegu liposukcji
Anna zmarła 2 dni po zabiegu liposukcji
Źródło: TVN 24 Katowice

- Była młoda, zdrowa, sprawna, energiczna. Zabieg chirurgii plastycznej był duży, ale przebiegł prawidłowo. Chirurg, który operował, z 28-letnim doświadczeniem. Dzień po zabiegu pacjentka chodziła, zjadła śniadanie, obiad - twierdzi właścicielka kliniki, w której 6 marca zoperowano Annę. 8 marca Anna zmarła.

34-letnia Anna zmarła dwa dni po operacji w prywatnej klinice w Częstochowie. Zabieg był z zakresu chirurgii plastycznej przy znieczuleniu ogólnym, jak poinformowała nas Elżbieta Drewienkiewicz-Suliga, właścicielka kliniki.

Od rodziny Anny wiemy, że chodziło o odessanie tłuszczu i usunięcie powłok brzusznych.

Rodzina oskarża o śmierć kobiety klinikę. Sprawą zajmuje się częstochowska prokuratura. Śledztwo toczy się w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.

- Jest nam bardzo przykro, że doszło do tej tragedii i chcielibyśmy, żeby sprawa została wyjaśniona - mówi Drewienkiewicz-Suliga.

Jednak jej zdaniem lekarze kliniki nie zawinili. - Chirurg ma 28-letnie doświadczenie, podobnie anestezjolog - podkreśla.

Właścicielka prywatnej kliniki: Zabieg przebiegł prawidłowo

Właścicielka prywatnej kliniki: Zabieg przebiegł prawidłowo

Sama w gabinecie

Anna zgłosiła się do kliniki 6 marca rano. Trzy tygodnie wcześniej chirurg, który miał ją operować, zlecił jej badania laboratoryjne. Anna je wykonała, ale nie wzięła ze sobą wyników w dniu operacji. Zapomniała.

Do tego momentu relacje rodziny Anny i kliniki pokrywają się.

- Powiedziałem, że pojadę po te wyniki. Ale lekarz powiedział: nie trzeba. Zapytał Annę, czy wszystko było w porządku, a Ania, jak to Ania powiedziała: tak - opowiada jej narzeczony, pan Adrian.

- Chirurg polecił dowieźć wyniki, ale partner pacjentki tego nie zrobił - twierdzi Drewienkiewicz-Suliga. - Chirurg widział wyniki w trakcie wizyty pacjentki kilka dni przed operacją i był pewien, że są prawidłowe - zapewnia.

Jednak dodaje, że to, co lekarz mówił na tej wizycie, nie musi być odnotowane w dokumentacji medycznej.

Wszystkie papiery zabezpieczyła prokuratura. Powinna tam być zgoda Anny na zabieg i potwierdzenie, że została poinformowana o powikłaniach.

Ale co dokładnie usłyszała od lekarza, jakie jest ryzyko, jak duże, wie dzisiaj tylko ten lekarz. Annie nikt nie towarzyszył w gabinecie. Jej narzeczony, pan Adrian, został za drzwiami.

- Zabieg został przeprowadzony w sposób prawidłowy, a po operacji zastosowano profilaktykę przeciwzakrzepową - opowiada dalej właścicielka kliniki.

Jakie leki podano Anie, ustalą zarządzone przez prokuraturę badania histopatologiczne.

"Trochę obolała" czy "nie mogła się podnieść"?

Drewienkiewicz-Suliga przyznaje, że po zabiegu pacjentka była "trochę obolała". Ale, jak wyjaśnia, to normalne w takich sytuacjach, miała przecież duży opatrunek.

I tutaj zaczyna zupełnie rozmijać się z relacją rodziny Anny.

Jak opowiedział nam pan Adrian, narzeczona zadzwoniła do niego już w dniu zabiegu. - O 15.30. Powiedziała tylko: przyjedź - opowiada.

Przyjechał: - Ania wyglądała strasznie, wszystko ją bolało, nie mogła oddychać.

Przywiózł do Anny jej matkę i córkę. - Mamę bolał brzuch, nie mogła się podnieść - pamięta 12-latka. - Miała takie białe ręce - zapamiętała matka Anny.

Drewienkiewicz-Suliga twierdzi, że pacjentka nie zgłaszała pielęgniarkom problemów z oddychaniem.

"Chodząca" czy "bez oddechu"?

Dzień po zabiegu, zdaniem właścicielki kliniki, Anna była nawet bardziej sprawna jak na pacjentkę po takiej operacji. - Chodząca. Zjadła śniadanie, potem obiad - wymienia.

Źle miała się poczuć dopiero o 15.30 i było to nagłe. - Zrobiło jej się duszno, straciła przytomność - mówi Drewienkiewicz-Suliga. Rozpoczęła się akcja reanimacyjna, przy której mieli być również chirurg i anestezjolog, którzy operowali Annę. A po kilkunastu minutach przyjechała karetka.

Pan Adrian wczoraj mówił nam tak: - Dzwoniłem do niej od rana, nie odbierała telefonu. O 9 oddzwoniła, że nie ma oddechu. Pytam, jak to, a gdzie są lekarze? Co jest grane? - opowiadał przed kamerą TVN24.

I rzucił na koniec, że jak skończy pracę, to do niej przyjedzie. Nie zdążył. Około godz. 16 chirurg Anny kazał mu już jechać do szpitala.

Taniej i szybciej

Anna zmarła 8 marca rano w szpitalu w Częstochowie, pod respiratorem, do końca nie odzyskawszy przytomności. Wstępnie biegli ocenili, że przyczyną mógł być zator płucny, czyli powikłanie, związane z zabiegami chirurgii plastycznej.

Prokurator będzie musiał przeanalizować, czy w klinice częstochowskiej nie doszło do błędu.

Przed operacją, jak przyznaje Drewienkiewicz-Suliga, była "młoda, zdrowa, sprawna, energiczna".

Zanim trafiła do częstochowskiej kliniki, konsultowała się z innym lekarzem z Warszawy. Jak powiedział nam jej narzeczony, tamten lekarz zalecał jej podzielenie operacji na dwa etapy: osobno odsysanie tłuszczu, osobno plastyka brzucha. I najpierw kazał zrzucić 12 kg.

Pan Adrian przyznaje, że zadecydowała także cena. Lekarz z Częstochowy wziął połowę mniej, niż chciał warszawski.

Anna chciała ładniej wyglądać w sukni ślubnej. Ślub z panem Adrianem planowali na 13 maja.

Anna zmarła dwa dni po zabiegu liposukcji

Pacjentka zmarła po zabiegu odsysania tłuszczu
Źródło: TVN 24 Katowice
Pacjentka zmarła po zabiegu odsysania tłuszczu
Pacjentka zmarła po zabiegu odsysania tłuszczu
Teraz oglądasz
Lekarz: Pacjentka powinna wiedzieć o powikłaniach
Lekarz: Pacjentka powinna wiedzieć o powikłaniach
Teraz oglądasz
Narzeczony Anny: - Strasznie ją kochałem, była piękna
Narzeczony Anny: - Strasznie ją kochałem, była piękna
Teraz oglądasz
Mama Anny: - Dziewczyny, przemyślcie, żebyśmy nie płakały
Mama Anny: - Dziewczyny, przemyślcie, żebyśmy nie płakały
Teraz oglądasz
Niedoszła teściowa Anny: - Nie zaryzykowałaby
Niedoszła teściowa Anny: - Nie zaryzykowałaby
Teraz oglądasz

Anna zmarła dwa dni po zabiegu liposukcji

Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice

Czytaj także: