Jeden z opatrywanych mężczyzn zaatakował ratowników medycznych na Śląsku. - Zostałem kopnięty w okolice oka - mówi dr Janusz Górski. W starciu z agresywnym pacjentem ucierpiała też pielęgniarka. Mężczyzna, który ich zaatakował, najprawdopodobniej był pod wpływem dopalaczy. Te niebezpieczne substancje sieją spustoszenie w woj. śląskim. Tylko w ciągu minionej doby pogotowie ratunkowe odnotowało 60 przypadków zatruć dopalaczami.
Wszystko działo się w sobotę przed godz. 14 w Bytomiu. - Dostaliśmy wezwanie do człowieka znajdującego się pod wpływem dopalaczy. Zespół specjalistyczny pojechał w asyście policji. W karetce pacjent był skuty, pilnował go policjant. Mimo to pacjent kopnął lekarza i pielęgniarkę - informuje dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach, Artur Borowicz.
Nie pomogły kajdanki i pasy
Załoga pogotowia informuje, że agresywny pacjent zaatakował ich, mimo że "był obezwładniony pasami i kajdankami". Z tych zabezpieczeń zdołał się bowiem wyzwolić.
- Był na tyle pobudzony i agresywny, że zdołał mnie uderzyć stopą w okolice żuchwy. Mój ząb został uszkodzony. Podmieniający mnie lekarz również nie ustrzegł się podobnej sytuacji - relacjonuje pielęgniarka Barbara Pawel.
- Zostałem kopnięty w okolice oka. Mam drobną ranę na powiece, którą opatrzył mi już okulista. Na szczęście nic poważnego się nie stało - dodaje dr Janusz Górski.
Pielęgniarka ma wybitego zęba, a lekarz podbite oko. Mimo to, po tym, jak zostali opatrzeni, pojechali na kolejne wezwanie. - Mieliśmy pilne zgłoszenie, musieliśmy pojechać do pacjenta z zaburzeniami oddychania - tłumaczy dr Janusz Górski.
Mężczyzna, który zaatakował ratowników medycznych, trafił na izbę przyjęć. - Jest dalej diagnozowany. Wszystko dzieje się w asyście policji - dodaje dyrektor Borowicz.
Niebezpieczne dopalacze
Tylko w ciągu kilku ostatnich dni policja i pogotowie dostali zgłoszenia o kilkudziesięciu zatruciach. Prawdopodobnie ich przyczyną były właśnie dopalacze. Pogotowie mówi o około 60 takich przypadkach, policja potwierdza na razie 50 z nich. CZYTAJ WIĘCEJ TUTAJ
Funkcjonariusze z wydziału zwalczającego przestępczość narkotykową w katowickiej komendzie zlecili badania toksykologiczne substancji.
- Większość z tych osób mówiła, że brała truciznę o nazwie "Mocarz" - zaznaczył rzecznik katowickiej policji, komisarz Jacek Pytel. Źródło trucizny na razie jeszcze nie jest znane. - Te osoby były przewożone z różnych miejsc – z różnych rejonów Katowic i z miast ościennych. Nie wykluczamy, że za sprzedażą stoi ta sama lub te same osoby - zaznaczył policjant.
Problem z identyfikacją substancji jest na tyle duży, że ci, którzy je zażywają, zazwyczaj nie mówią, co to było. Lekarze mogą się więc tego domyślać tylko po objawach, które obserwują u pacjentów.
- Te substancje to nie są płyny. To substancje wziewne. To coś do wdychania albo proszek - tłumaczy dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
"Wysyp wyjazdów do pacjentów po użyciu dopalaczy"
- Mamy na Śląsku wysyp wyjazdów do pacjentów po użyciu dopalaczy. Tylko od wczoraj, od godz. 7, było 60 wyjazdów do dopalaczy, które wychwycili dyspozytorzy. Na miejscu okazuje się często, że takich wizyt spowodowanych tymi substancjami jest więcej - tłumaczy Artur Borowicz.
Pogotowie zbiera wszystkie tego typu informacje co 12 godzin. Planuje przekazywać te dane do centrum zarządzania kryzysowego. Wszystko po to, by znaleźć źródło dopalaczy. - Jest to sytuacja, której do tej pory z takim natężeniem nie mieliśmy - dodaje dyrektor katowickiego WPR-u.
Borowicz: ratownik musi zadbać o swoje bezpieczeństwo
Ratownicy medyczni podkreślają, że osoby po zażyciu dopalaczy "są nieprzewidywalne". Zaczyna się od agresji słownej, a kończy często także na tej fizycznej. – Jeżeli takiej osoby się nie ubezwłasnowolni, możemy być nawet pobici – mówi Anna Turak, która wielokrotnie spotkała się agresywnymi pacjentami.
Zauważa, że często pomoc możliwa jest dopiero po interwencji policji.
- Jeśli ratownik widzi człowieka w furii, który jest niepoczytalny i nie można mu udzielić pomocy, musi zadbać przede wszystkim o swoje bezpieczeństwo, bo inaczej za chwilę będzie potrzebna karetka do ratowania ratownika - tłumaczy Artur Borowicz.
- Siła człowieka pod wpływem dopalaczy, z którym nie ma żadnego logicznego kontaktu, jest nieprawdopodobna. Ratownicy we dwójkę nie poradzą sobie z furiatem - dodaje.
Ratownik medyczny - podczas wykonywania czynności ratunkowych - jest chroniony przez prawo. - Naruszenie nietykalności osobistej ratownika, czyli funkcjonariusza publicznego, podlega karze zgodnie z kodeksem karnym - zauważa dyrektor katowickiego WPR-u.
Zapowiada walkę z agresywnymi pacjentami. - W poniedziałek złożę stosowne doniesienie do prokuratury. Nie zostawimy takich spraw bez echa - mówi Borowicz.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Bartosz Rejmoniak