- Gdzie jest pociąg do Bielska? - A co pani myśli, że pociągi czekają w kolejce? Pojechał w inną trasę. Nie ma go. Może podstawią inny. Kiedy, nie wiem - powiedział mi kolejarz, jedyne źródło informacji w trakcie czwartkowej ewakuacji katowickiego dworca. Chaos, paraliż informacyjny, opóźnione pociągi przez pół dnia z powodu porzuconego bagażu.
Godz. 15, czwartek. Na ul. 3 Maja w Katowicach gigantyczny tłum i policyjne wozy. - Znowu kogoś zabili? - katowiczanie pamiętają, co się tutaj zdarzyło w niedzielę o 5 nad ranem. W bójce od ciosów nożem zginął 19-letni piłkarz, sprawca wciąż jest na wolności.
Taśma zabezpiecza wejście na plac Szewczyka pod dworcem kolejowym - dokładnie tutaj konał 19-latek. Tym razem na szczęście nie ma tragedii. Trwa ewakuacja dworca kolejowego, podziemnego dworca autobusowego, parkingu podziemnego i sąsiedniej galerii handlowej z powodu torby wielkości 50/30 cm, porzuconej w okolicy restauracji fast food w hali dworca.
Standardowa procedura w przypadku podejrzenia podłożenia bomby. - Zamykany jest obszar w promieniu 100 - 150 m od podejrzanego pakunku - mówi Jacek Pytel, rzecznik katowickiej policji.
Była już stosowana w Katowicach i w czasach paniki, wywołanej zamachami terrorystycznymi będzie się powtarzać. Tak wyglądała informacyjnie w czwartek.
Szczęśliwcy na peronach
Kilka minut przed 16 dzwonię do Kolei Śląskich, na specjalną infolinię o utrudnieniach, dowiedzieć się, czy mój pociąg o 16.03 do Bielska-Białej jedzie. Bo na stronie spółki żadnych informacji (do dzisiaj wiszą tylko puste newsy "utrudnienia" i koniec utrudnień").
- Na tę chwilę nie jest odwołany. Sami nic nie wiemy, na bieżąco otrzymujmy informacje od policji - słyszę w słuchawce.
Plac Szewczyka wciąż zablokowany, tylko tłum zgęstniał i rozsiadł się gdzieniegdzie, gdy irytacja przeszła w rezygnację.
- Czy dworzec działa? Można się jakoś dostać? - pytam policjantów za taśmą. - Niech pani próbuje od placu Andrzeja, może 3 i 4 perony są otwarte, ale nie mam pewności.
Lecę. Miejscowi wiedzą, że katowicki dworzec to wyrwa w centrum miasta. Łączy tunelami jego północną i południową część. Od południa są dwa wejścia, trzeba tylko okrążyć kwartał kamienic przed, a potem za wiaduktem kolejowym, z lewej albo prawej strony. 10 minut truchtem bez bagażu.
Wszędzie policja. Korki. Zamknięte są też ulice dookoła dworca. Ludzie po pracy nie mogą wyjechać z parkingu pod galerią.
"Ludziom się wydaje, że pociągi czekają"
Uff, hol kasowy od strony placu Andrzeja czynny. Na peronach 4 i 3 garstka ludzi. Spryciarze, szczęśliwcy, bo jakieś pociągi stąd odjeżdżają, chociaż bez żadnego rozkładu, z zaskoczenia.
Perony 2 i 1 puste, z wyjątkiem dwóch ochroniarzy, którzy gawędzą na ławce, jakby wiedzieli, że przecież nic nie wybuchnie, że cała ta ewakuacja to tylko formalność.
16.10, ledwo zipię. - Trzeba było przyjść 5 minut wcześniej. Pociąg do Bielska z 15.37 dopiero odjechał. Też czekam na ten 16.03 - mówi mi kolejarz.
- Czeka na wjazd na dworzec? - pytam retorycznie. - Żartuje pani?! Ludziom się wydaje, że pociągi czekają w kolejce. Pociągi nigdzie nie czekają, nie stoją. Cały czas jeżdżą. Nie ma go. Puścili na inną trasę. Może podstawią inny. Kiedy - nie wiem.
Niedobrze, ten kolejarz to jedyne źródło informacji tutaj. Wyświetlacze wygasły. Megafon zamilkł.
- Ludzie, Częstochowa! - ktoś bystry wypatrzył napis na lokomotywie, wjeżdżającej na 3 peron. Tłum z 4 peronu rzuca się do tunelu.
A na tor obok wjeżdża pociąg z Chałupek. Napisane wyraźnie na wyświetlaczu przy każdych drzwiach: "Proszę opuścić pojazd". A pasażerowie swoje: oblegają pociąg i męczą konduktorkę: - Dokąd on jedzie?! - On już nigdzie nie jedzie - odpowiada. I patrzymy, jak nadzieja na powrót do domu oddala się na bocznicę.
Przyjezdni z Chałupek walą na pamięć w kierunku głównej hali dworca. A w tunelu taśma, policjanci, ochroniarze. - Jak się wydostać z dworca? - pytają zdezorientowani.
- Chaos, chaos, jeszcze raz chaos - denerwują się pasażerowie.
84-letnia katowiczanka zapomniała leków
Dworzec otwarto o 16.45. Nikt tego nie ogłosił - po prostu na dwa pierwsze perony zaczęli wylegać ludzie, ochroniarze zdjęli taśmy, włączyli schody ruchome i rozgadały się megafony. Zero przeprosin czy wyjaśnień.
Pies policyjny obwąchał tajemniczą torbę pod restauracją fast food. Nic nie wyczuł. Rentgen nie pokazał żadnych niebezpiecznych przedmiotów. Pirotechnicy otworzyli pakunek i znaleźli w środku rzeczy osobiste oraz lekarstwa, należące do 84-letniej katowiczanki. - Zapomniała zabrać - mówi Pytel.
Nie wiadomo, czy zapłaci za akcję oraz ile ona kosztowała. Zaangażowała kilkudziesięciu policjantów.
Jak informuje Magdalena Iwańska z Kolei Śląskich, tylko ta spółka odnotowała 57 opóźnionych pociągów. Najdłużej czekali na odjazd pasażerowie, zdążający do Raciborza o 15.33 - aż półtorej godziny. Ostatni, piętnastominutowy poślizg z powodu torby z lekami miał pociąg ze Zwardonia do Katowic, planowy odjazd 19.50. - Pociągi czekały na wjazd na katowicki dworzec - twierdzi Iwańska wbrew temu, co mówił kolejarz na peronie.
A brak informacji? Kto winny? Iwańska: - PLK. To oni zarządzają peronami.
- Pracownicy PLK cały czas byli obecni na peronach i poprzez przenośne megafony informowali pasażerów o aktualnych odjazdach pociągów i zmianach w organizacji ruchu - odpisałam mi Joanna Kubiak z zespołu prasowego PLK.
Odpisałam, że to nieprawda. Byłam tam i żadnego megafonu nie widziałam ani nie słyszałam. Panowała cisza, przerywana zrywami pasażerów do nadjeżdżających znienacka pociągów.
Pociąg z 16.03 wyparował. Ten z 16.38 odjeżdża o 17. - Dzwoniłam do córki, żeby mnie stąd zabrała samochodem - opowiada mi współpasażerka. - Mama - mówi, siedź tam lepiej, bo przez Katowice nie da się przejechać, wszystko stoi.
Autor: Małgorzata Goślińska/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice