Po kolacji zaczęło się dziać "coś potwornego". 80. urodziny obchodziła już w szpitalu, wyzdrowiała z COVID-19

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL

Na tle doniesień o COVID-19 historia Barbary Pendereckiej-Piotrowskiej z Żor, siostry kompozytora Krzysztofa Pendereckiego brzmi jak cud. Nawet objawy miała nietypowe.

Cofnijmy się przed 20 marca. Pani Barbara czuje się doskonale, jeździ samochodem. Niedługo ma świętować 80.. urodziny.

20 marca jest na kolacji w restauracji, po której zaczyna się z nią dziać "coś potwornego". - Nigdy w życiu się tak nie czułam - mówi w rozmowie z TVN 24.

Objawy mogły wskazywać na zatrucie pokarmowe lub grypę jelitową. Straciła apetyt. Temperatura skoczyła jej do 40 stopni. Potem doszły do tego, jak opisuje "Dziennik Zachodni", ból gardła i uszu.

- Zorientowałem się przez telefon, że mama źle się czuje. Nie mogła złapać oddechu, mówiła bez sensu, majaczyła - opowiada Krzysztof Korwin-Piotrowski, syn pani Barbary.

Akurat był w Warszawie, daleko od mamy. Podzwonił do rodzeństwa. Jego siostra z Tychów przewiozła ich mamę do tyskiego szpitala zakaźnego. Pani Barbara była jedną z pierwszych pacjentek tej placówki.

- Dlatego zaopiekowano się nią bardzo intensywnie - mówi pan Krzysztof. Miała tomografię, podano jej leki na malarię i antybiotyk. - To była walka o życie. Mama miała sepsę, wybroczyny - dodaje.

W szpitalu pani Barbara spędziła dzień 80. urodzin. - Nie byłam w stanie czytać, co mi się nie zdarza. Marzyłam o tym, żeby zamknąć oczy i spokojnie drzemać - opowiada.

Pan Krzysztof: - Pierwszy raz w życiu powiedziała mi, że nie chce jej się żyć.

Po trzech tygodniach, 10 kwietnia wróciła do domu. Znowu robi to co lubi: czyta, słucha muzyki. Chce robić pięć tysięcy kroków dziennie. Na razie daje radę cztery tysiące.

Według danych Ministerstwa Zdrowia, w Polsce wyzdrowiało z COVID-19 ponad 600 osób.