Około dwunastej trzydzieści usłyszałem w radiu, że szukają osób, które dzień wcześniej udzielały pomocy kobiecie potrąconej przez audi w Katowicach, bo ona jest nosicielką wirusa HIV. Zdziwiło mnie to i ucieszyło, że media próbowały do mnie dotrzeć. Dzięki temu miałem szybko informację. Byłem w szoku, ale miałem czas.
Rozmawialiśmy z mężczyzną, który zgłosił się na policję.
I z innymi, którzy widzieli, co wydarzyło się 14 listopada na ulicy Brynowskiej w Katowicach około godz. 17.30. Wypadek z trzech różnych perspektyw.
Dziewczyna z wózkiem:
To się stało praktycznie przy mnie. Byłam dwa kroki od tego przejścia dla pieszych.
Wysiadłam na Brynowskiej z autobusu z dzieckiem w wózku i szłam do domu. Widziałam tę kobietę kątem oka po drugiej stronie ulicy. Znam ją z widzenia, widuję w lokalnym sklepie, musi gdzieś mieszkać na moim osiedlu.
Szczupła, niewysoka, ciemno ubrana. Tam jest takie oświetlenie, że jak ktoś jest na ciemno ubrany, to ledwo go widać o tej porze. Była siedemnasta trzydzieści.
Widziałam jak wchodzi na pasy. Samochody wlokły się w korku piętnaście na godzinę i pani Joasia też nie mogła jechać szybciej swoim audi. Ruch taki, godzina szczytu, a ta kobieta wchodzi na tę wysepkę pośrodku jezdni i zamiast zatrzymać się, popatrzeć, to ona lezie pod koła samochodu jak ciele na rzeź. Spuściła głowę, jedną nogą była jeszcze na wysepce, drugą na jezdni i w tym momencie łup.
Ludzie powyskakiwali z samochodów łącznie z panią Joasią. Wyskoczył kierowca, który przepuścił tę kobietę na pierwszym pasie. I jeszcze pięć, sześć osób. Ja zostawiłam wózek na chodniku i też podeszłam. Odruchowo. To ja dzwonię na pogotowie, mówię. Wtedy ten chłopak mówi: niech pani da mi ten telefon, bo on chce pogadać z dyspozytorem.
Nie mam pojęcia, skąd on się wziął. Widziałam potem, że wsiadł w samochód zaparkowany dziwnie, jakby jechał w tym samym kierunku, co pani Joasia, do Brynowa, ale po drugiej stronie, na pasie do centrum Katowic. Jak się pojawił, tak znikł.
Dałam mu ten telefon, o nic nie pytałam, bo on był taki stanowczy, taki rzeczowy, opanowany. Widziałam, że on wie, co robi. Układał tę kobietę na boku, podkładał coś pod głowę.
Musiałam wrócić na chodnik, bo dziecko mi zaczęło marudzić w wózku. Ma czternaście miesięcy. Na trzy sekundy je zostawiłam. Trudno, myślę, najwyżej stracę telefon. Ale ktoś mi go zaraz przekazał. Stałam dalej i czekałam na policję. Z doświadczenia wiem, że tak trzeba, nie pierwszy raz wzywałam pogotowie. Kiedyś wzywałam do człowieka, który leżał z nogami na ulicy. Jechałam do pracy, a dyspozytorka mi powiedziała: musi pani czekać, aż przyjedzie karetka, bo inaczej będzie pani odpowiadać za nieudzielenie pomocy.
Pracuję jako kosmetyczka. Głupi pedicure może spowodować przerwanie ciągłości tkanki. Dlatego zawsze pytam klientki, czy pani bierze leki przeciwzakrzepowe, czy choruje na cukrzycę, a czy na żółtaczkę, czy ma HIV. Ludzie patrzą, jakbym przyleciała z kosmosu. A przecież ja nie pytam, żeby kogoś oceniać. Ja też mogę skaleczyć się cążkami i zarazić, a tego nie widać, czy ktoś jest chory. Ta potrącona kobieta jest faktycznie mega szczupła, ale w życiu bym nie powiedziała, że ma taki problem.
I zrobiło się wielkie halo. Gdyby ona była zdrowa, gdyby ten chłopak się nie oddalił, albo gdyby zostawił na siebie jakieś namiary, nie byłoby żadnej afery, że kogoś tam potrącili na pasach.
Kierowca z audi:
Nazywam się Joanna Magdalena Placzki i niech mnie napiętnują. Nie uciekłam z miejsca wypadku, udzielałam pierwszej pomocy i teraz będę brała leki antyretrowirusowe, bo miałam kontakt z krwią osoby zakażonej wirusem HIV.
Usłyszałam uderzenie z lewej strony. Zatrzymałam się, otwieram drzwi, patrzę, pod moimi drzwiami leży osoba, wzdłuż samochodu, głową do przodu i z okolicy prawego ucha powoli wycieka jej krew. Zrobiła się spora kałuża, na dwadzieścia centymetrów. A ona bez ruchu. Odsłoniłam jej włosy z twarzy, nie oddycha.
Matko, zabiłam dziecko, krzyczę. Bo ona była drobniutka, na oko czterdzieści kilo, rude kręcone włosy, okularki. „To nie dziecko, ja ją znam, to dorosła kobieta”, mówi do mnie jakaś dziewczyna z wózkiem (teraz jesteśmy znajomymi na facebooku).
Ludzie zaczęli się zatrzymywać. Policjant zaczął kierować ruchem. Znalazł się tam przypadkiem, akurat wracał z naprzeciwka ze szkoły policji. A chłopak, którego szukała potem cała Polska, podszedł do leżącej kobiety, podsunął jej palec pod nos i powiedział: oddycha.
Jak on się tam pojawił? Z lewej, czy z prawej? Nie wiem. Znikąd. Młody, blondyn, bardzo sympatyczny z twarzy. Ja się cała trzęsłam, a on wiedział, co robić. Powiedział, jestem ratownikiem medycznym. Chwycił w ręce głowę tej kobiety i pytał ją, czy może ruszać rękami, czy może ruszać nogami, jak ma na imię, gdzie mieszka, gdzie się teraz znajduje, jaki jest dzień tygodnia. Ona wiedziała tylko, kim jest i chciała się podnieść. Mówił, jest pani na Brynowskiej, proszę się nie ruszać, ma pani uraz głowy. Ściągnęłam bluzę, dałam mu, żeby podłożył jej pod głowę, żeby nie miała kontaktu z betonem. Podprowadził ją na wysepkę, rozłożyłam bluzę na ziemi i usiadła oparta o znak.
On miał ręce we krwi. Czy ja też, nie pamiętam. Nie myślałam o tym. Byłam przerażona, że zrobiłam krzywdę drugiemu człowiekowi. Nie myślałam o konsekwencjach, tylko co z tą kobietą.
Nie zauważyłam jej. To są ciemne pasy. Ona wtargnęła na jezdnię. A ja odbiłam w prawo i momentalnie stanęłam. Nie przejechałam jej. Potrąciłam ją lusterkiem. Jechałam wolno, dziesięć kilometrów na godzinę. Audi to ciężki samochód, gdybym jechała szybciej, to by się gorzej skończyło dla tej kobiety. Policjanci uspokajali mnie, że to nie moja wina, że na wysepce pieszy ma obowiązek się zatrzymać.
Pierwsze przyjechało pogotowie. Chłopak zapytał, czy jest jeszcze potrzebny i znikł. Nie wiedziałam, że rozpęta się taka wichura, że będziemy szukać tego chłopaka.
Kobieta miała wstrząs mózgu, podali jej kroplówkę. Pół godziny później ratownik wyszedł z karetki i powiedział, drodzy państwo, ta kobieta jest nosicielką wirusa HIV.
Nie ścięło mnie z nóg. Projektuję rękawiczki, poprzedniej nocy szyłam parę dla klientki i miałam świeże rany na rękach od wkłucia igieł. Ale ja już przeszłam przez śmierć. Miałam mięśniaki. Nie żyję chwilą, ale nie boję się niczego i jestem pod kontrolą lekarzy.
Ratownik z karetki pytał o tego chłopaka, który udzielał pierwszej pomocy. Myślałam, że dziewczyna z wózkiem wzięła od niego numer telefonu, ale zapisała tylko do tego kierowcy, który przepuścił tę kobietę na lewym pasie. Udostępniałyśmy komunikat policji na naszych profilach facebookowych. Całe szczęście znalazł się.
Ratownik, czyli strażak:
- Około dwunastej trzydzieści usłyszałem w radiu, że policja szuka osób, które dzień wcześniej udzielały pomocy kobiecie potrąconej przez audi na Brynowskiej w Katowicach, bo ona jest nosicielką wirusa HIV. Byłem akurat w domu. Miałem 48 godzin przerwy po 48 godzinach służby. Zgłosiłem się do swojej jednostki, sporządziliśmy notatkę służbową, co w tym dniu robiłem i pojechaliśmy do szpitala w Chorzowie na profilaktykę poekspozycyjną, zbadali mnie, podali leki przeciw HIV.
Nie jestem ratownikiem medycznym. Jestem strażakiem od sześciu lat. Poprzedniego dnia nie byłem na służbie. Wracałem z żoną i dziećmi od lekarza.
Jechaliśmy w stronę Mikołowa. Przed pasami na Brynowskiej zrobiło się tłoczno. Byłem jakieś sześć samochodów przed tym audi. Podbiegłem zobaczyć, co się stało i wróciłem przeparkować do zatoczki po drugiej stronie, żeby nie tamować ruchu. To było pod prąd, ale tylko kilka metrów.
Zapytałem, czy jest tu jakiś ratownik medyczny. Stało tam kilku ludzi. Oni starali się udzielić pierwszej pomocy, ale widziałem, że to była dla nich niekomfortowa sytuacja. Nie było ratownika. Kazałem więc wszystkim odsunąć się i poprosiłem, żeby wezwali pogotowie. Pani z wózkiem zadzwoniła. Poprosiłem, żeby przekazała mi telefon. Pomyślałem, że najlepiej będzie, jeśli ja porozmawiam. Bardzo często jeździmy do wypadków drogowych i wiem, jakich informacji oczekuje dyspozytor, żeby wysłać odpowiednią karetkę, podstawową z ratownikami medycznymi czy z lekarzem, gdy jest zagrożenie życia.
Najważniejsze, czy osoba poszkodowana jest przytomna. Potem, jakie ma obrażenia ogólne.
Była przytomna. Potrafiliśmy nawiązać kontakt. Pytałem, czy bierze jakieś leki, czy jest na coś chora - sprawdzałem, czy ma świadomość. Nie odpowiadała na żadne pytania. Miała błędny wzrok jak osoba po uderzeniu w głowę. Była w szoku. Tłumaczyłem jej, gdzie się znajduje, co się wydarzyło.
Prosiłem, żeby się nie ruszała. Nie wiedziałem, co jej się stało, jak upadła, w co się uderzyła, czy ma uszkodzony kręgosłup. W takiej sytuacji ruch może doprowadzić do paraliżu. Jak jest czterech ratowników, to mogą razem przenieść poszkodowaną. W pojedynkę najlepiej zostawić ją tam gdzie jest.
Niestety ona nie chciała ze mną współpracować. Kręciła głową, próbowała się podnieść, rzucała się. Może dlatego, że nie byłem w mundurze. Człowiek czuje respekt przed osobą w mundurze, że ten ktoś ma wiedzę, jak pomagać. Natomiast nie czuje potrzeby słuchania kogoś z ulicy. Jest na przykład wystraszony, że chcą go okraść, różne rzeczy ludzie mówią, jak są w szoku.
Stabilizowałem jej górny odcinek szyjny. Polega to na tym, że trzymamy głowę poszkodowanej z dwóch stron, tak żeby nie ruszała jej na boki ani w górę.
Zorientowałem się, że mam całe ręce we krwi. Ona intensywnie krwawiła, miała rozciętą głowę i łuk brwiowy. Przeszło mi przez myśl, że powinienem ubrać rękawiczki. W czasie akcji zawsze ubieramy, do każdego podchodzimy z dystansem, jakby był zarażony. Ale tam nie miałem ich przy sobie. Nikt nie miał. W aucie też nie było.
To nie był strach, tylko taka myśl. Jednak jest mały odsetek ludzi, którzy mają HIV.
Ponieważ ta pani chciała odejść z tego miejsca, z tej ulicy, zaprosiłem ją na wysepkę. Zabrałem pod pachę, żeby usiadła na bluzie. Ta druga pani - ta z audi - dała tę bluzę, żeby poszkodowana nie zmarzła.
Dalej stabilizowałem jej odcinek szyjny w pozycji siedzącej. Kiedy usłyszałem karetkę, poprosiłem jednego z kierowców, żeby pokierował ruchem. Czy to był policjant, nie wiem, ale poradził sobie. Chodziło o to, żeby zablokować pas w przeciwnym kierunku, żeby karetka mogła przejechać pod prąd jak najszybciej.
To wszystko trwało maksymalnie pięć minut.
Poprosiłem ratowników o płyn do dezynfekcji, oczyściłem ręce i pojechałem do domu. Poczekałbym do przyjazdu policji, gdybym był jedynym świadkiem, ale tam było ich więcej. A ja musiałem wracać do dzieci. One nie znoszą siedzieć w samochodzie, jedno ma dwa i pół roku, drugie trzy miesiące.
Na pewno miałem kontakt z krwią poszkodowanej. Remontuję dom, rano w tym dniu wywoziłem gruz i poraniłem sobie kostki na dłoniach.
Zdziwiło mnie, że media próbowały do mnie dotrzeć. Ucieszyło mnie to. Dzięki temu miałem szybko informację. Byłem w szoku, ale miałem czas. Wiedziałem, że są 72 godziny na przyjęcie leku.
Żona panikowała, bo po tym wypadku jedliśmy wspólnie kolację. Bała się, że mogłem mieć resztki krwi na rękach. Musiałem ją uspokajać, że dokładnie je zdezynfekowałem, że jest w porządku, nie ma prawdopodobieństwa zakażenia.
To non stop siedzi w mojej głowie, czy mam HIV. Stało się, co się miało stać, trzeba brać leki i czekać na wyniki. Mam nadzieję, że będzie dobrze.
Czy powinniśmy bać się pomagać? Jeżeli podejrzewamy, że osoba poszkodowana może być zakażona, należy wykręcić numer alarmowy i czekać na pogotowie. Jeżeli jesteśmy niepewni, nasza pierwsza pomoc powinna polegać tylko na zawiadomieniu służb.
Kto zawinił
14 listopada w Katowicach około 17.30 kierowca audi potrąciła kobietę, przechodzącą przez oznakowane przejście dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej. Policja poszukiwała świadków, którzy udzielali pierwszej pomocy poszkodowanej, ponieważ okazało się, że jest nosicielką wirusa HIV. Kobieta została przetransportowana do szpitala, jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale nie została jeszcze przesłuchana. Policja ustala, jak doszło do potrącenia. Okoliczności będzie badać biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych, między innymi czy w miejscu zdarzenia zachowana jest ciągłość pasów. Brynowska, którą pokonywała kobieta, ma w tamtym miejscu dwa pasy ruchu w przeciwnych kierunkach, a przejście dla pieszych przedzielone jest wysepką.
Autor: Małgorzata Goślińska / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice