Krzysztof stracił żonę i trzecie dziecko. Marta zmarła w szpitalu w Katowicach po dwóch dniach hospitalizacji, po poronieniu syna. Była w 20. tygodniu ciąży. Jej mąż zawiadomił prokuraturę i rzecznika praw pacjenta. Jest przekonany, że żonę można było uratować. Szpital twierdzi, że pacjentka miała osłabiony organizm "leczeniem niepłodności". O tragedii opowiada reportaż programu "Uwaga!" TVN.
Prokuratora Regionalna w Katowicach prowadzi śledztwo, dotyczące narażenia Marty Sowińskiej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, którego skutkiem była śmierć pacjentki w katowickim szpitalu. Organy ścigania zawiadomił mąż pokrzywdzonej - pan Krzysztof. Jak przekazała nam Agnieszka Wichary, rzeczniczka tej prokuratury, wszczęte w maju postępowanie nadal prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komuś.
- Przesłuchiwani są lekarze i personel medyczny, który zajmował się pacjentką podczas jej dwukrotnego pobytu na oddziale katowickiego szpitala - powiedziała Wichary. Dowodem jest także dokumentacja medyczna, w tym wyniki sekcji zwłok kobiety i jej 20-tygodniowego płodu. Po zgromadzeniu materiału prokuratura zdecyduje o wystąpieniu o opinię biegłych do spraw położnictwa, ginekologii, anestezjologii.
- Śledztwo ma wykazać, czy postępowanie lekarzy, którzy opiekowali się pacjentką podczas pobytu w szpitalu, było prawidłowe - powiedziała Wichary.
Od lat starali się o trzecie dziecko
Krzysztof i Marta Sowińscy od lat starali się o trzecie dziecko. Doświadczyli dwukrotnego poronienia i nieskutecznych zabiegów in vitro. W grudniu 2021 kobieta zaszła w ciążę w sposób naturalny.
- To były najpiękniejsze 3,5 miesiąca naszego życia – wspomina Krzysztof.
O tragicznym zakończeniu tego okresu opowiada najnowszy reportaż programu "Uwaga!" TVN.
"Jak się urodzi, to nie przeżyje po prostu"
Po trzech miesiącach Marta zaczęła odczuwać ból i spięcia brzucha. Lekarz prowadzący ciążę założył jej szew na szyjce macicy – to zabezpiecza przed przedwczesnym porodem. Dwa tygodnie później, 15 kwietnia 2022 roku kobieta zgłosiła się do szpitala. Była w 20. tygodniu ciąży i nadal bolał ją brzuch.
Z powodu obostrzeń, związanych z pandemią, Krzysztof nie mógł być z żoną w szpitalu. Dzwonili do siebie i nagrywali rozmowy (włączyli w telefonie specjalną aplikację do rejestracji rozmów, gdy zaczęli leczenie niepłodności, by nie umknęły im zalecenia lekarzy). Czasami w tle słychać także medyków. Mężczyzna opowiada, że żonę podłączono do kardiotokografii (KTG) i przewieziono na oddział patologii ciąży.
"Jestem na bloku i w zależności od tego, czy będą skurcze, będę rodzić. (…) Mam kroplówki z magnezem i antybiotykiem, bo CRP już rośnie. Wczoraj miałam CRP 1.2, dziś już mam 18. Jak się urodzi, to nie przeżyje po prostu" – mówi do męża Marta na nagraniu, które opublikowała "Uwaga!" TVN.
CRP to badanie, które pomaga stwierdzić, czy w organizmie toczy się stan zapalny. Według ustaleń "Uwagi!" TVN, pacjentka wykonała je dzień przed zgłoszeniem się do szpitala i wtedy było prawidłowe. Monitorowane w szpitalu, cały czas rosło.
Zgłaszała dreszcze, dostała leki na uspokojenie
Marta otrzymywała leki i antybiotyk, ale alarmowała personel medyczny o kolejnych niepokojących objawach: dreszczach i uczuciu zimna, na przemian z uczuciem gorąca. Obecność dreszczy kilka razy pojawia się w karcie medycznej pacjentki. Odnotowano także uwagę: "ustępowały w chwili, gdy prowadziło się rozmowę z pacjentką i odciągało jej uwagę od dreszczy". Dr hab. n. med. prof. Śląskiego Uniwersytetu Medycznego Krzysztof Nowosielski, lekarz kierujący oddziałem ginekologii, położnictwa i ginekologii onkologicznej wyjaśnił, że objawy Marty były związane ze stresem, który może wzmacniać napięcie macicy. - Takie objawy mogą mieć bardzo różną etiologię. Po stwierdzeniu jednorazowej temperatury zostały włączone leki przeciwgorączkowe, pacjentka cały czas była też na antybiotyku o szerokim spektrum działania, monitorowaliśmy ją. Objawy, o których mowa, zostały uznane za drżenie mięśniowe, a nie dreszcze – powiedział lekarz.
- Żona bała się sepsy, nawet powiedziała to w naszej rozmowie: "Żeby się tylko na sepsie nie skończyło, bo poleci najpierw dziecko, a potem ja" – opowiada Krzysztof.
Nie zdecydowano o farmakologicznym przyspieszeniu poronienia
Personel szpitala zgodził się, aby Krzysztof był przy porodzie. Jego żonie wykonano szereg badań, w tym sprawdzenie prokalcytoniny, która jest bardzo czułym wskaźnikiem stanu zapalnego w organizmie. Według ustaleń "Uwagi", wyniki były skrajnie złe, wskazywać mogły na rozwój zakażenia. Jednak nie zdecydowano o farmakologicznym przyspieszeniu poronienia martwego płodu.
- Żona zgłaszała dolegliwości, wołałem do niej personel. Usłyszeliśmy, że żona musi urodzić. W końcu urodziła, resztką sił, mdlejąc. Wyszła do mnie lekarka, że u żony jest podejrzenie sepsy i zabierają ją na OIOM. Na tę salę przywieziono noworodka żonie, żeby się pożegnała – opowiada Krzysztof.
Mimo włączenia antybiotyków, usunięcia macicy, która według lekarzy była źródłem zakażenia, stan kobiety pogarszał się. Pani Marta zmarła w nocy z 17 na 18 kwietnia w trzeciej dobie pobytu w szpitalu.
- Są objawy, które mogą wskazywać na zakażenie. U tej pacjentki te objawy nie wystąpiły. Sepsa jest nośnym, medialnym terminem, ale my nie rozpoznajemy sepsy u każdej pacjentki, która się zdarza. Tak samo jak nie u każdej pacjentki podejrzewamy sepsę – podkreśla prof. Krzysztof Nowosielski.
Po pogrzebie żony i dziecka, Krzysztof zażądał pełnej dokumentacji medycznej, następnie powiadomił odpowiednie organy. Jest przekonany, że można ją było uratować. Sprawę bada Prokuratura Regionalna w Katowicach oraz Rzecznik Praw Pacjenta.
- Niepokojące jest to, że przy przyjęciu do szpitala stan zdrowia pacjentki i dziecka był dobry, a w trakcie hospitalizacji, kiedy ich stan się pogarszał, nie podjęto kroków, mających na celu ratowanie życia i zdrowia pacjentki. Zaznaczam, że mówię to na podstawie danych otrzymanych od rodziny pacjentki. Nie zmienia to faktu, że to kolejny przypadek, kiedy sytuacja rozwija się tragicznie w ramach hospitalizacji. Proszę wszystkie pacjentki, które znajdą się w takiej sytuacji, żeby nie bały się interweniować. Ich życie i zdrowie są najważniejsze – mówi w reportażu mec. Robert Bryzek z Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Szpital w rozmowie z dziennikarzami programu "Uwaga!" TVN twierdzi, że pacjentka, lecząc niepłodność osłabiła swój system immunologiczny i dlatego jej organizm nie podjął walki.
Źródło: "UWAGA!" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga!" TVN