Przykryci kocami, owinięci śpiworami i bez kontaktu z najbliższymi. Tak od kilku dni wygląda życie ponad 150 górników likwidowanej kopalni Kazimierz-Juliusz, którzy w ramach protestu nie wyjechali na powierzchnię. Zapowiadają, że będą walczyć do końca. Co to znaczy?
Protest górników kopalni Kazimierz-Juliusz trwa od środy, kiedy na powierzchnię nie wyjechała nocna zmiana. Potem do strajkujących przyłączyli się kolejni. CZYTAJ WIĘCEJ
Z delegacją górników, którzy czekają na przyjazd Wojewody Śląskiego rozmawiał reporter TVN24 Robert Jałocha.
- Będziemy dotąd, dopóki nie rozwiążemy naszych problemów. Jesteśmy tak zdesperowani, że wytrzymujemy w tych ciężkich warunkach. Musimy myśleć o naszych rodzinach - mówią stanowczo górnicy.
Jeden z nich dodaje: - Chciałbym kupić córce książki do szkoły, ale nie mam za co. Nie mam już na chleb i na podstawowe rzeczy.
„Nie wymagamy cudów”
Czego oczekują pracownicy likwidowanej kopalni?
- Prosimy tylko o pieniądze za naszą pracę. Jeżeli kopalnia Kazimierz-Juliusz ma być zlikwidowana to chcemy też na godziwych warunkach przejść do innych kopalń. Walczymy o swoje prawa, które nam się należą po przepracowanych latach. Nie wymagamy cudów – dodają zgodnie.
Dwie doby pod ziemią
- Nie mamy już nic do stracenia. Nie mamy gwarancji zatrudnienia ani pieniędzy, nie mamy nic - mówi Grzegorz Sułkowski, przewodniczący górniczej "S" w kopalni Kazimierz-Juliusz.
Jak kilkaset metrów pod ziemią radzą sobie górnicy?
- Skonstruowaliśmy takie pryczo- ławki, dostaliśmy koce, kufajki, śpiwory i tak siedzimy. Będziemy walczyć do końca - zapowiada Sułkowski.
Nagrali nawet filmik, jak wygląda ich życie pod ziemią.
"Jesteśmy zdeterminowani"
Po czwartkowym spotkaniu z premier Ewą Kopacz, Wojewoda Śląski powiedział, że nie ma żadnych konkretów dla górników. W piątek wojewoda spotkał się również z protestującymi.
– Jeżeli nie będzie konkretnych rozwiązań, górnicy nie ustąpią. Jesteśmy zdeterminowani – zapewnia Sułkowski.
W piątek odbyło się także pilne posiedzenie rady nadzorczej Katowickiego Holdingu Węglowego.
Zmęczeni protestem
Jak informuje rzecznik kopalni, Artur Krawiec, protestujący deklarowali chęć podjęcia pracy na swoich zmianach. - Zarząd zdecydował, że ze względów bezpieczeństwa nie będą kierowani do prowadzenia eksploatacji, są już zmęczeni protestem - dodaje.
Wraz z górnikami stale pod ziemią przebywa co najmniej jedna osoba z nadzoru. W odległości ok. 150 m od protestujących jest jeden oddział ratowniczy.
"Otrzymają zatrudnienie"
Przedstawiciele zarządu KHW rozmawiali z pracownicami kopalni i żonami górników zatrudnionych w Kazimierz-Juliusz.
- Cała załoga likwidowanej kopalni otrzyma zatrudnienie w strukturach firmy – zapewnia w rozmowie z POlskim Radiem Katowice Roman Łój, prezes Holdingu. I dodaje: - Dziś produkcja w kopalni przynosi straty.
Pytany o wypłatę zaległej części sierpniowych wynagrodzeń wyjaśnia:
- Musimy zdążyć między zdjęciem zajęcia konta przez jednego komornika, nim zajmie je kolejny.
Jednocześnie zaznacza, że likwidacja kopalni nie jest jedynym rozwiązaniem nad którym obecnie pracuje zarząd Holdingu. Zakład może też zostać przekazany do spółki restrukturyzacji kopalń lub sprzedany prywatnemu inwestorowi.
Kopalnia do likwidacji
Kazimierz-Juliusz to spółka zależna KHW i ostatnia czynna kopalnia węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim. Ma zakończyć wydobycie na przełomie września i października. Górnicy sosnowieckiej kopalni domagają się gwarancji wypłaty za przepracowane miesiące i zatrudnienia w innych kopalniach.
Do 30 września górnicy mieli przejść do Katowickiego Holdingu Węglowego. - Jeżeli tego nie zrobią muszą szukać sobie innej pracy – mówi Wojciech Jaros, rzecznik KHW.
- To jest straszenie, że jeżeli nie przejdziemy nie będzie wypłaty za miesiąc sierpień, ani pracy. To jest dziwna metoda dialogu w tej spółce - mówi Sułkowski.
Na najbliższy wtorek wojewoda zapowiedział w Katowicach kolejne spotkanie ze stroną społeczną, poświęcone kopalni Kazimierz-Juliusz. Jak zapowiedziała premier Ewa Kopacz ma wziąć w nich udział wiceminister gospodarki.
Autor: ejas/i / Źródło: tvn24 Katowice/PR Katowice/PAP