Na czym polega pomysł? Fundawear to najprościej ujmując "elektroniczna" bielizna (zarówno męska, jak i damska) naszpikowana urządzeniami, które generują wibracje.
Są one zasilane zwykłymi bateriami (ukrytymi pod warstwą neoprenu, aby zmniejszyć dyskomfort), a działają w połączeniu ze specjalną aplikacją na iPhone’a. Wystarczy wejść do internetu i "wyszukać" partnera ubranego w elektroniczny zestaw, wybrać interesujący nas obszar na jego ciele i namiętnie stukać oraz suwać palcami po ekranie telefonu.
Jak zapewniają pomysłodawcy, najlepszy efekt uzyskuje się, jeżeli przy okazji uruchomimy wideokonferencję.
"To jak gra wstępna, która rozpala ogień"
- Intensywność wibracji Fundawear zależy od szybkości i częstości dotyku ekranu smartfona. Wyobraźcie sobie te możliwości! Siedzicie sobie w biurze i nagle czujecie pieszczoty swojego kochanka, który jest na drugim końcu miasta lub świata. To jak zdalna gra wstępna, która rozpala ogień - zachwala Ben Moir, dyrektor techniczny projektu o nazwie Durexperiment, który jego zdaniem jest "przyszłością miłosnych igraszek".
Czy ktoś niepowołany nie dobierze się do naszych stref erogennych? - Aby zapewnić prywatność i bezpieczeństwo, dane sterujące bielizną będą mieć m.in. specjalne kody bezpieczeństwa - zapewnia Jay Morgan, dyrektor kreatywny projektu.
Fundawear jest na razie w fazie eksperymentalnej. Durex zaprasza pary do udziału w badaniach, zanim wibrująca bielizna wejdzie do produkcji. Jej cena wyniesie prawdopodobnie 200 dolarów, ale firma docelowo będzie chciała ją zmniejszyć do 70. Za darmo dostaną ją pierwsi uczestnicy testów.
- Dani i Nick, czyli pierwsza para, która wzięła w udział w testach, dała się sfilmować - ich film w kilka dni obejrzało w sieci blisko 2,5 miliona osób z całego świata. Gdy śmiech widzów ustał, ludzie zapragnęli mieć ich bieliznę - mówi Moir.
Autor: am//bgr / Źródło: Sydney Morning Herald
Źródło zdjęcia głównego: Durex