Skruszony zabójca ze Stanów Zjednoczonych może mieć teraz duże problemy. Kiedy przyznawał się policji do swojej zbrodni był pewien, że umiera. Jednak nieoczekiwanie wyzdrowiał. Teraz czeka go proces i - być może - nawet kara śmierci.
58-letni obecnie James Brewer do popełnienia zabójstwa przyznał się leżąc w szpitalnym łóżku w Oklahomie, gdzie trafił z udarem mózgu. Jak mówi przesłuchujący go wtedy policjant, Brewer "chciał oczyścić swoje sumienie, ponieważ myślał, że już odchodzi".
Zabił sąsiada
Skruszony bandyta swojej zbrodni dopuścił się w 1977 roku w stanie Tennessee, gdzie w tym czasie mieszkał. Jego ofiarą padł wtedy 20-letni sąsiad, którego Brewer podejrzewał o próbę uwiedzenia jego żony. Zabójca, który zastrzelił domniemanego konkurenta, został niebawem zatrzymany i oskarżony. Po zapłaceniu ustalonej kaucji Brewer wyszedł jednak z aresztu i już nigdy do niego nie powrócił. Wraz z żoną uciekł z Tennessee do Oklahomy, gdzie zamieszkał - już pod nowym nazwiskiem jako Michael Anderson - w mieście Shawnee.
Pobożny człowiek
Po zmianie swoich personaliów Brewer przez szereg lat pracował w fabryce, a w wolnym czasie - razem z małżonką - był aktywnym członkiem lokalnego kościoła. Jego żona zorganizowała nawet grupę wiernych, z którą wspólnie zgłębiali Biblię.
Kiedy na początku marca trafił do szpitala - i był przeświadczony o nadchodzącej śmierci - postanowił opowiedzieć o swojej mrocznej przeszłości władzom. Mimo złych rokowań Brewer wyzdrowiał i opuścił szpital. Policja złapała go w jego dawnym domu w Hohenwald w stanie Tennessee. Teraz tego dość późno skruszonego mordercę czeka proces. Grozi mu kara śmierci.
Źródło: BBC News
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu