W XVIII wieku w Czeladzi ścięto ją, a zwłoki dodatkowo spalono. Katarzyna Wodyczko do dziś żyjąca w miejscowej legendzie jako czarownica, doczekała się swojego pomnika, ale nie może "odlecieć" z podjazdu rzeźbiarza, który go wykonał. Najpierw miała się pojawić w sąsiedztwie kościoła, lecz sprzeciwili się temu wierni, a teraz na nową lokalizację nie ma pieniędzy.
Marek Mrozowski, były burmistrz Czeladzi, chciał poprzez historię dawnej krajanki promować miasto, ale trafił na opór części mieszkańców, którym nie spodobało się to, że pomnik ma stanąć niedaleko miejscowego kościoła.
Nie pomogły argumenty, że czarownicą Wodyczko nie była i burmistrz musiał zrezygnować.
Autor pomnika, Jacek Kiciński, mówi, że w pewien sposób czarownica "po raz drugi została skazana na śmierć". W jej miejsce w pobliżu kościoła pojawiła się fontanna z trzema aniołkami, a Katarzyna Wodyczko na swej miotle wciąż stoi pod domem rzeźbiarza.
Obecna burmistrz, Teresa Kosmala, mówi, że pieniędzy na pomnik w tej chwili nie ma, więc nie można go nigdzie postawić, choć niektórzy mieszkańcy widzieli by go w sąsiedztwie tego sławiącego bohaterstwo żołnierzy Armii Czerwonej.
Autor: adso / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN