W dyskusjach europejskich robi się kompromisy, szuka się sposobów polubownego załatwienia sprawy, ale nie traktuje się partnera jak idiotę - mówił w programie "Fakty po Faktach" w TVN24 Paweł Piskorski, przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego. - Nie jest tak, że łamanie podstawowych zasad państwa prawa będzie wiecznie bezkarne - dodał Adrian Zandberg, współprzewodniczący Partii Razem.
Prawo i Sprawiedliwość złożyło w czwartek w Sejmie projekt nowelizacji przepisów ustaw o organizacji Trybunału Konstytucyjnego i statusu jego sędziów. Jak poinformował poseł PiS Marek Ast, projekt przewiduje opublikowanie trzech dotychczas niepublikowanych orzeczeń Trybunału. Zaznaczył, że publikacja nastąpi z zastrzeżeniem, że "orzeczenia były wydane z naruszeniem prawa".
"Szukają jakichkolwiek ustępstw na rzecz KE"
Zdaniem Adriana Zandberga, współprzewodniczącego Partii Razem, "naruszenie prawa, o którym mówił pan Ast, nastąpiło wtedy, kiedy Beata Szydło nie opublikowała wyroku Trybunału". - To ona poniesie konsekwencje tego naruszenia prawa. To na niej spoczywa prawna, konstytucyjna odpowiedzialność za to, co się wtedy stało - mówił.
- Beata Szydło tą decyzją zasłużyła sobie i zagwarantowała to, że będzie przed nią zawsze wisieć perspektywa Trybunału Stanu, a PiS nie będzie rządziło wiecznie. Nie jest tak, że łamanie podstawowych zasad państwa prawa będzie wiecznie bezkarne - dodał.
W ocenie Pawła Piskorskiego, przewodniczącego Stronnictwa Demokratycznego, "to, że oni (PiS - red.) rozpaczliwie szukają jakichkolwiek formalnych, drobnych ustępstw na rzecz Komisji Europejskiej po to, żeby ta komisja zdjęła wiszący nad nimi miecz, jest oczywiste".
- To, że traktują nas, wyborców, ale też ludzi w Brukseli jak kompletnych idiotów, to jest rzecz przekraczająca normalne standardy. W takich dyskusjach europejskich robi się kompromisy, szuka się sposobów polubownego załatwienia sprawy, ale nie traktuje się partnera jak idiotę - podkreślił Piskorski.
- Pan poseł (Marek Ast - red.) mówi, że one (orzeczenia TK - red.) dzisiaj nie obowiązują, ale w momencie, kiedy były podejmowane, obowiązywały i niosły skutki prawne. Jednym ze skutków jest to, że część ludzi, którzy zasiadają dzisiaj w Trybunale Konstytucyjnym, nie mają prawa tam zasiadać.
"Oczywisty bubel"
Adrian Zandberg odniósł się też do nowelizacji ustawy o IPN, która jego zdaniem jest "oczywistym bublem". - PiS kręci się w kółko, żeby nie rozjuszyć swoich radykalnych wyborców, a z drugiej strony poradzić sobie ze spektakularnym kryzysem międzynarodowym, który wywołali - mówił.
W jego ocenie PiS "zakiwał się między świadomością tego, że obiecał w polityce międzynarodowej rzeczy, których nie jest w stanie zrealizować, a wściekłą znaczną częścią elektoratu, która nie rozumie obietnic, które im składano i gestów, które są z tym sprzeczne".
"Hipokryzja PiS"
Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się też do sprawy nagród, które otrzymali ministrowie rządu Beaty Szydło.
W grudniu ubiegłego roku poseł PO Krzysztof Brejza zwrócił się z interpelacją w sprawie nagród przyznanych członkom Rady Ministrów. W przygotowanej w lutym odpowiedzi wiceszef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Paweł Szrot zamieścił tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 roku. Wynika z niej, że nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów (od 65.100 złotych rocznie do 82.100 złotych), 12 ministrów w KPRM (od 36.900 złotych rocznie do 59.400 złotych) oraz była premier Beata Szydło (65.100 złotych).
- Ministrowie i wiceministrowie w rządzie PiS otrzymywali nagrody za ciężką, uczciwą pracę i te pieniądze się im po prostu należały - mówiła w Sejmie była premier.
Paweł Piskorski ocenił, że "to jest hipokryzja PiS-u, który w kampanii wyborczej mówił, że obetną pensje, zlikwidują gabinety polityczne, nie będzie zbędnych wydatków".
- W momencie, gdy doszli do rządu, nawet nie ukrywają tego, że nagrody to jest druga pensja. Traktują to jako dodatkowe uposażenie i w ten sposób chcą obejść system. To jest całkowicie sprzeczne z tym, co mówili w czasie kampanii - wskazał szef SD.
Zdaniem Adriana Zandberga "urzędy publiczne to jest służba, a nie metoda na to, żeby się dorobić i powiększyć swój majątek".
- Myślę, że bardzo wiele ludzi, którzy na PiS głosowało liczyło na to, że PiS tych elementarnych zasad, co do których się zobowiązywał, będzie przestrzegać. Nie może być tak, że politycy żyją życiem, które z życiem tych, którzy ich wybierają, nie ma nic wspólnego - podkreślił współprzewodniczący Partii Razem.
Autor: ads/AG / Źródło: tvn24