- Czekam od nocnej zmiany. Też tutaj pracuję. Jestem tutaj z rodziną - mówi syn jednego z górników, który po wstrząsie w kopalni w Polkowicach (woj. dolnośląskie) został uwięziony pod ziemią. W rejonie zawału trwa wyścig o życie pięciu zaginionych mężczyzn.
- Miałem jechać na nockę. Też tutaj pracuję. Teraz czekam na jakiekolwiek potwierdzone informacje. Każdy jest w panice, nie wiemy co mamy mówić i robić. Przeżywam ciężkie chwile - mówi pan Krystian, syn jednego z uwięzionych pod ziemią górników. Na wiadomości czeka od kilku godzin. Pod ziemią trwa akcja ratownicza. Zaginionych pięciu górników szuka kilkudziesięciu ratowników.
"Łączymy się z rodzinami tych, którzy zginęli"
- To jest bardzo przykre. My musimy zjechać na dół. Musimy funkcjonować. Łączymy się z tymi rodzinami, których bliscy zginęli - deklaruje w rozmowie z reporterką TVN24 jeden z górników pracujących w KGHM. I dodał: w tym roku śmierć zbiera bardzo duży plon.
W środę rano informowano o tym, że ratownikom udało się dotrzeć do dwóch przysypanych górników. Nie wiadomo było w jakim stanie znajdują się mężczyźni. Po kilkudziesięciu minutach przekazano informację o tym, że odnaleziony górnik nie żyje. Trwa walka o odnalezienie pozostałych zaginionych.
W sumie w wyniku wstrząsu zginęło trzech górników, a dziewięciu trafiło do szpitali. Pięciu jest wciąż poszukiwanych. - Tragedia wydarzyła się w miejscu, które ocenialiśmy jako rejon o średnim stopniu zagrożenia. Zdarzenia nastąpiło w sposób całkowicie nieoczekiwany, niemożliwy do przewidzenia - komentował Radosław Łabędzki-Domagalski, prezes zarządu KGHM. W kopalni ogłoszono czterodniową żałobę narodową.
Do silnego wstrząsu doszło w kopalni KGM w Polkowicach:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław