Wybite szyby w mieszkaniu syna byłego premiera. Michał Tusk zeznawał przed sądem

Twierdzi że nie chciał nikomu zrobić krzywdy
Twierdzi, że nie chciał nikomu zrobić krzywdy

To właściwie wyjątkowa sytuacja, że byliśmy nieobecni. O tej porze w niedzielę z reguły jest ktoś w domu - mówił przed sądem syn byłego premiera Michał Tusk, zeznając przed Sądem Rejonowym w Gdańsku w procesie dwóch mężczyzn, którzy odpowiadają za wybicie szyb w jego mieszkaniu. Są oskarżeni o uszkodzenie mienia, grozi im do pięciu lat więzienia.

- W czasie tego zdarzenia byłem z trójką dzieci na spacerze, a żona pełniła dyżur w szpitalu [żona syna byłego premiera jest lekarzem - przyp. red.]. To właściwie wyjątkowa sytuacja, że byliśmy nieobecni. O tej porze w niedzielę z reguły jest ktoś w domu - zeznał syn byłego premiera.

Michał Tusk i jego żona składali we wtorek zeznania w procesie przed Sądem Rejonowym w Gdańsku w procesie dwóch mężczyzn oskarżonych o uszkodzenie mienia w ich mieszkaniu poprzez wybicie kamieniem dwóch szyb okiennych.

"Kamień był wielkości zaciśniętej pięści, ważył około pół kilograma"

Syn byłego premiera opowiadał, że najpierw zauważył w kuchni rozbite szkło, a potem dostrzegł kamień.

- Leżał jakiś metr od rozbitego okna. Kamień był wielkości zaciśniętej pięści, ważył około pół kilograma. Na pewno takim kamieniem nie można byłoby puszczać kaczek po jeziorze - dodał.

- Następnego dnia przyszło do nas dwóch policjantów, a dzielnicowy powiedział mi, że na monitoringu z ulicy widać jakichś sprawców - stwierdził.

W zeznaniach złożonych w prokuraturze i odczytanych we wtorek przez sąd, Michał Tusk powiedział, że nikogo nie podejrzewa o popełnienie tego czynu. - Być może zrobił to ktoś ze względu na inne zapatrywania polityczne i mojego ojca - mówił.

- Naprawa okna kosztowała nas 850 złotych. Pierwszy szklarz nie podjął się tego zadania, bo to są stare okna skrzynkowe, w których dziura po uderzeniu kamieniem powstała w obu szybach - powiedziała przed sądem żona Michała Tuska.

Świadek: jeden z mężczyzn zapytał mnie, czy wiem, gdzie mieszka Tusk

Przed sądem zeznawał również 62-letni Krzysztof Z. mieszkający niedaleko małżeństwa Tusków.

- Wychodząc z garażu, usłyszałem podniesione głosy dwóch mężczyzn. Jeden z nich był wysoki, a drugi miał na sobie charakterystyczną odzież patriotyczną. Ten pierwszy zapytał mnie, czy wiem, gdzie mieszka Tusk. Odpowiedziałem, że nie wiem. Poczułem, że tym osobom nie powinno się tego zdradzać - zeznał mężczyzna. - Na to ten wyższy odpowiedział: "my wiemy" i poszli dalej - dodał.

- Pomyślałem sobie wtedy, że to jest efekt przesłuchań Tuska [przed sejmową komisją śledczą do spraw Amber Gold - przyp. red.]. Jak mnie mijali, to zauważyłem, że jeden z nich w prawym ręku trzyma kamień. Ja musiałem wrócić do mamy, którą opiekowałem się wówczas ze względu na jej demencję - zeznał świadek przed sądem.

Przyznał też, że po jakimś czasie poszedł w kierunku mieszkania Tusków i zauważył rozbite okno. - Nie wpadło mi do głowy, żeby zawiadomić policję. Pomyślałem, że inni lokatorzy już to pewnie zrobili - nadmienił.

Krzysztof Z. do prokuratury zgłosił się po kilku miesiącach, kiedy organa ścigania opublikowały w internecie nagranie z monitoringu.

"Bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia"

Do zdarzenia, którego dotyczy proces dwóch mężczyzn, doszło 3 września 2017 roku w Gdańsku-Wrzeszczu.

Według prokuratury kamieniem rzucił 42-letni Tomasz K., przy czym działał w porozumieniu z 38-letnim Adamem Z. Oskarżeni w trakcie śledztwa nie przyznali się do winy. W ocenie śledczych oskarżeni swoim zachowaniem narazili właściciela mieszkania na "bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu". Mężczyznom grozi do pięciu lat więzienia.

42-latek sam stawił się w prokuraturze pod koniec stycznia 2018 roku po tym, jak w mediach opublikowano zdjęcia z monitoringu pokazujące zajście. Tłumaczył wówczas, iż nie "rzucił" on kamieniem, a jedynie "odrzucił go".

Giertych krytykował działania śledczych

Upubliczniając zdjęcia i film, policja nie informowała, kto mieszka w lokalu, w którym wybito szybę. Fakt, że mieszkanie zajmuje rodzina syna byłego premiera Donalda Tuska, potwierdził w rozmowach z dziennikarzami Roman Giertych, pełnomocnik Michała Tuska.

W swoich wypowiedziach na łamach mediów, a także za pośrednictwem portalu społecznościowego Giertych krytykował działania śledczych w tej sprawie. Napisał między innymi: "Nie wpadliście przez kilka miesięcy na to, że jak ma się zdjęcie sprawcy i nie można ustalić jego nazwiska, to warto je upublicznić".

Informował, że 4 stycznia 2018 roku wysłał do sądu zażalenie na decyzję prokuratury z końca 2017 roku o umorzeniu postępowania z żądaniem upublicznienia wizerunku.

"W mojej dwudziestoletniej praktyce w adwokaturze nie spotkałem takiego umorzenia, jak w sprawie kamieni rzuconych przez szybę w miejsce, gdzie przebywały na co dzień wnuki Donalda Tuska" - pisał w mediach adwokat.

Odpowiadając na zarzuty pełnomocnika syna byłego premiera, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk tłumaczyła w styczniu ubiegłego roku, że postępowanie zostało zakończone decyzją o umorzeniu, bo zabezpieczone nagranie z monitoringu i inne czynności prowadzone w tej sprawie nie pozwoliły na ustalenie tożsamości sprawców. Prokurator zaznaczyła wówczas, że "umorzenie postępowania nie zakończyło czynności policji".

W sierpniu 2018 roku Wawryniuk informowała o akcie oskarżenia w tej sprawie skierowanym do sądu.

Autor: kb//now / Źródło: PAP

Czytaj także: