Dwóch agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego zostało zatrzymanych przez funkcjonariuszy CBA. Obaj usłyszeli zarzuty nadużycia władzy, jeden z nich decyzją sądu spędzi najbliższe dwa miesiące w areszcie - dowiedzieli się dziennikarze tvn24.pl.
Operację zatrzymania dwóch agentów przeprowadził pion wewnętrzny samej służby antykorupcyjnej w poniedziałek w ubiegłym tygodniu. Agenci zostali przewiezieni do warszawskiej prokuratury, gdzie usłyszeli zarzuty z paragrafu 231. Kodeksu karnego, który mówi o przekroczeniu uprawnień i niedopełnieniu obowiązków.
Układ z tajnym współpracownikiem
Dotarliśmy wtedy do akt sprawy karnej, która toczy się przed sądem rejonowym dla Warszawy-Mokotowa. Na kilku tysiącach stron prokurator zgromadził dowody przestępczej działalności tajnego współpracownika CBA, kilkukrotnie karanego w przeszłości Włodzimierza G. Mężczyzna siedział w więzieniach w każdej kolejnej dekadzie, poczynając od lat 80., a ostatnio usłyszał wyrok niemal pięciu lat pozbawienia wolności w związku z działalnością w grupie przestępczej zajmującej się handlem żywym towarem, czyli sprzedawaniem kobiet do agencji towarzyskich.
- Gdy wyszedłem z więzienia, nawiązałem kontakt z funkcjonariuszami CBA. Myślałem, że w ten sposób odpracuję swoją przestępczą przeszłość, że w końcu działam na rzecz państwa - tłumaczył Włodzimierz G. reporterom tvn24.pl.
Ukraińskie prawo jazdy i środki na potencję
Jak mówił Włodzimierz G., po wyjściu z więzienia - jako tajny współpracownik duetu agentów CBA - wykonywał ich polecenia. Prokuratura zgromadziła dowody, według których część tych zadań mogła przynosić zysk funkcjonariuszom Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Jedna z opisanych sytuacji dotyczy młodego przedsiębiorcy z okolic Lublina, który stracił prawo jazdy. Agenci CBA skierowali do niego Włodzimierza G. Ten pomógł uzyskać mu obywatelstwo Ukrainy oraz tamtejsze prawo jazdy.
Wkrótce jeden z agentów CBA wpadł na kolejny pomysł. Chodziło o biznes polegający na sprowadzaniu tak zwanych suplementów diety. Środki miały wspomagać męską potencję.
Jak wynika z zeznań złożonych przez przedsiębiorcę w prokuraturze, funkcjonariusz był cichym wspólnikiem w tym przedsięwzięciu. Jego udziały miały być zapisane na brata, bo oficer CBA nie mógł figurować jako udziałowiec w żadnych spółkach. Wkład oficera Biura to parasol bezpieczeństwa, jaki dawała jego posada oraz znajomości w Najwyższej Izbie Kontroli, Urzędzie Kontroli Skarbowej w Lublinie oraz tamtejszej policji.
Pismo do Jarosława Kaczyńskiego i podejrzenie przecieku
Agent, który został aresztowany, w 2017 roku odszedł z CBA na emeryturę. Drugi pozostał w służbie przynajmniej do końca 2018 roku i był zaufanym funkcjonariuszem szefa delegatury, którego wybrał Ernest Bejda.
- Szef delegatury został odwołany. Prokuratura i pion wewnętrzny CBA przyglądają się jego odpowiedzialności za nadzór nad pracą duetu agentów - usłyszeliśmy od jednej z osób związanych ze śledztwem.
Według ustaleń portalu tvn24.pl, obaj agenci mogą być związani z inną, kontrowersyjną sytuacją, która miała miejsce w lubelskiej delegaturze CBA. Chodzi o "przeciek" dotyczący tajnej operacji, ostrzeżenie działacza Prawa i Sprawiedliwości, że jest podejrzewany o korupcję. Grasza informował o tym pisemnie m.in. prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Z jego pisma wynika, że do przecieku mogło dojść 8 grudnia 2015 roku, tuż po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych. Od dziesięciu dniu służbą antykorupcyjną kierował już wówczas Ernest Bejda, który zastąpił odwołanego przed upływem ustawowej kadencji Pawła Wojtunika.
"W dniu 10 grudnia 2015 roku wypełniając swój ustawowy obowiązek powiadomiłem kierownictwo o uzasadnionym podejrzeniu, że jeden z funkcjonariuszy delegatury poinformował osobę, wobec której stosowano metody pracy operacyjnej o fakcie stosowania wobec niej tychże metod pracy" - pisał Tomasz Grasza.
Premia dla agenta, odwołanie szefa
Z jego pisma wynikało, że 8 grudnia z długotrwałego zwolnienia lekarskiego wrócił do pracy jeden z funkcjonariuszy. Już po dwóch godzinach pobytu w delegaturze miał zadzwonić do działacza PiS. Z podsłuchów i bilingów - jak napisał Grasza - wynikało, że do spotkania agenta i działacza doszło jeszcze tego samego dnia, w lubelskiej siedzibie Caritas.
Mimo że szef lubelskiej delegatury CBA poinformował swoich przełożonych o możliwym przecieku, agent nie został ukarany, a po pewnym czasie otrzymał nawet premię. Odwołany za to został Grasza.
Autor: Robert Zieliński, Szymon Jadczak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: cba.gov.pl