Radny Zbigniew Rudyk z Lęborka zapowiedział walkę z kupowaniem głosów przed wyborami. Deklaruje, że zapłaci 2 tys. zł każdemu, kto przekaże odpowiednio udokumentowaną informację na ten temat.
Wybory samorządowe odbędą się w listopadzie, ale radny Prawa i Sprawiedliwości już teraz ujawnił swoje zamiary.
- W naszym mieście otwarcie mówi się o kupowaniu głosów. Każdy o tym wie, ale nie ma dowodów. Ja chcę przeciwdziałać temu procederowi i myślę, że w ten sposób przynajmniej częściowo uda się to ukrócić – tłumaczy Zbigniew Rudyk.
2 tysiące złotych za dowody
Rudyk za każdą potwierdzoną informacje o kupowaniu głosów oferuje 2 tys. zł. Zgłoszenie musi jednak być odpowiednio udokumentowane. - Dowód musi być konkretny i jednoznaczny – nagranie kamerą, dyktafonem lub fotografia – podkreśla Rudyk.
Radny zapowiada, że sam sfinansuje trzy nagrody. Jeśli sygnałów będzie więcej, poszuka... sponsorów, którzy przeznaczą pieniądze na ten cel.
- Zarabiam, dlatego pokryję część kosztów. Tym, którzy pomogą wykryć nieuczciwych kandydatów, zapłacę ze swojej diety. Gdyby informacji było dużo, już są chętni, którzy wspomogą finansowo to przedsięwzięcie, ale nie zdradzę kto – zaznacza Rudyk.
Działanie zniechęci nieuczciwych
Lęborski radny jest tak zdeterminowany, że nie zniechęca go nawet myśl, iż może nie być chętnych do wzięcia udziału w akcji.
- Nawet jeśli nikt się nie zgłosi, to i tak ci, którzy te głosy kupowali lub mają taką chęć, przestraszą się i zrezygnują w obawie przed prowokacją. Może w końcu wybory będą uczciwe i wygrają najlepsi – mówi Rudyk.
Radny podkreśla też, że kupowanie głosów ma negatywny wpływ na lokalną politykę. - Przez ten proceder w radzie zasiadają przypadkowe osoby, które nie działają na rzecz lokalnej społeczności. Chodzi im tylko o to, żeby brać diety i przetrwać przez te cztery lata kadencji – ocenia Rudyk.
Poparcie radnych
Rudyka wspierają inni radni z Lęborka, choć nie do końca wierzą w skuteczność planu.
- Zgłaszały się do mnie osoby, które widziały jak głosy kupowano, ale kiedy prosiłam ich, żeby oświadczyły to na piśmie lub poszły na policję, to od razu się wycofywały, bo nie chciały mieć nieprzyjemności. A bez tego nie można pójść dalej – mówi Bożena Pobłocka, radna KW Lepszy Lębork.
Pobłocka zaznacza jednak, że to właśnie strach może wpłynąć na niepowodzenie przedsięwzięcia.
- Sama mogę się dołożyć do sfinansowania nagrody, ale różnie może być z tymi zgłoszeniami. Lęborżanie są mało odważni. Kiedy przychodzi do działania to się boją i jeden wypycha drugiego, bo sam nie chce mówić lub czegoś zrobić ze strachu, że ktoś go zauważy – zaznacza radna.
"Wystarczyła butelka alkoholu"
Podobnego zdania jest także radny niezrzeszony Maciej Szreder. - To się nie zmieni, jeśli nie będzie kadencyjności. Możliwość władzy przez wiele lat sprawia, że zawsze ktoś będzie komuś pomagał zdobyć głosy. Szczególnie teraz, kiedy obowiązują okręgi jednomandatowe i wystarczy około 100 głosów, żeby dostać się do rady. Nigdy nie byłem świadkiem kupowania głosów, ale słyszałem, że podczas ostatnich wyborów kupowano je za mniejsze, czy większe sumy, nawet od 20 zł. Czasem wystarczyła tylko butelka alkoholu – mówi Szreder.
Do pomysłu Rudyka Szreder podchodzi jednak sceptycznie. - Skuteczność moim zdaniem nie będzie duża. Owszem świadomość takich działań może przestraszyć tych, którzy kupują głosy, ale to wszystko - przewiduje.
Autor: mcz/roody/kwoj / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24