- Cóż takiego trzeba by zrobić, żeby uzyskać maksymalny wymiar kary? – pyta prokurator oskarżająca w sprawie brutalnego pobicia Bartosza Dyjaka i zapowiada apelację od wyroku sądu. Ten uznał, że pobicie nie było brutalne i jednego z oskarżonych uniewinnił, drugi usłyszał wyrok w zawieszeniu. Trzeci trafi do więzienia, ale tylko dlatego, że wcześniej był już karany.
Wyrok, jaki zapadł w gdańskim sądzie rejonowym był dla ofiary brutalnego pobicia nie lada zaskoczeniem i rozczarowaniem. – Taki wyrok to jest jak nakrzyczeć na dziewczynkę, że zerwała kwiatka – powiedział w rozmowie z "Faktami" TVN Bartosz Dyjak.
Słabe dowody?
W wyniku pobicia Dyjak doznał ciężkiego wstrząśnienia pnia mózgu. Przez kilka kolejnych miesięcy przebywał w szpitalu. Do dzisiaj nie odzyskał pełnej sprawności. Ma problemy z mówieniem i sprawnym poruszaniem się.
Ale zdaniem sądu Bartosz nie został brutalnie pobity, za co grozi do pięciu lat więzienia. I zakwalifikował zdarzenie jako pobicie „zwykłe”. Jednocześnie sąd uznał, że na podstawie zebranych dowodów nie da się dokładnie określić, kto spowodował obrażenia. Wprawdzie do całego zdarzenia doszło w zasięgu kamer miejskiego monitoringu, ale jakość nagrania nie pozwoliła stwierdzić, kto i jakie ciosy zadawał.
Łagodna kara
Ostatecznie sąd uniewinnił oskarżonego Bartosza J., a Marcina M. i Daniela B. skazał na rok więzienia, w tym B. w zawieszeniu na cztery lata. Kary są łagodne nawet po zmianie kwalifikacji czynu przez sąd, bo nawet za pobicie „zwykłe” grozi do 3,5 roku więzienia.
Właśnie wyroku w tej górnej granicy będzie domagała się prokuratura, która już zapowiedziała, że od wyroku sądu się odwoła.
- Coś nie halo. Cóż takiego trzeba zrobić, żeby uzyskać maksymalny wymiar kary? – pytała w "Faktach" Renata Klonowska, prokurator rejonowa dla Gdańska-Śródmieścia.
Brutalne pobicie
Śledczy ustalili, że do brutalnego pobicia doszło w nocy 12 września 2010 roku na przystanku autobusowym przy ulicy Targ Sienny w samym centrum Gdańska. Bartek Dyjak wracał z imprezy do domu. W drodze na przystanek, na którym miał wsiąść do nocnego autobusu, podszedł do stojącej nieopodal grupki osób. Po krótkiej rozmowie z nimi 27-letni wówczas student wszedł pod wiatę przystankową. Kamery monitoringu zarejestrowały, jak pod wiatę, gdzie doszło do zdarzenia, weszło kilku mężczyzn. Dyjak był bity i kopany, otrzymał przynajmniej kilka silnych ciosów w głowę. W efekcie obrażeń mózgu przez dłuższy czas był nieprzytomny.
Poszkodowany opuścił szpital po leczeniu trwającym dwa i pół miesiąca. Następnie ponad rok poświęcił na rehabilitację. Do dziś Dyjak ma problemy z mówieniem i koordynacją ruchową.
Twierdzili, że ich sprowokował
Podczas trwającego od czerwca 2011 r. procesu oskarżeni przyznali się do udziału w bójce. Twierdzili jednak, że to Dyjak zaczepiał ich i sprowokował całe zajście.
Pierwszego z mężczyzn, Bartosza J., policja zatrzymała po ponad dwóch tygodniach od zdarzenia. Kilka dni później dobrowolnie zgłosił się Daniel B., a w lutym 2011 r. to samo zrobił ostatni sprawca pobicia, Marcin M.
Tutaj doszło do pobicia:
Autor: md / Źródło: Fakty TVN, PAP