Duża liczba tureckich samolotów zaatakowała bazy Partii Pracujących Kurdystanu w północnym Iraku - oświadczył rząd Turcji. Miejscowe władze donoszą jednak, że bomby spadły na wioski, a co najmniej jedna kobieta została zabita, a setki osób musiały uciekać z domów.
Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan nazwał sukcesem operację przeciwko kurdyjskim bojownikom.
Erdogan pogratulował armii i ogłosił, że "według wstępnych ustaleń operacja, przeprowadzona pod osłoną nocy, powiodła się". Prywatna turecka telewizja NTV poinformowała, że uczestniczyło w niej ok. 50 samolotów i wszystkie bezpiecznie powróciły do baz w kraju.
Szef rządu powtórzył, że w celu rozbicia grup kurdyjskich rebeliantów Ankara jest gotowa użyć wszelkich środków - dyplomatycznych, ekonomicznych i militarnych. Zaznaczył, że "walka o jedność kraju i pokój będzie kontynuowana zarówno w granicach Turcji, jak i poza nimi".
- My, jako rząd, jesteśmy zdeterminowani aby zdjąć ten problem z areny publicznej naszego kraju - powiedział Cemil Cicek, wicepremier Turcji. Cicek, zapowiedział też, że kolejne takie ataki są prawdopodobne w najbliższych tygodniach.
Rząd Turcji wezwał też kurdyjskich bojowników do złożenia broni i wrócenia do domów, nazywając ich walkę bezcelową.
Ucierpieli cywile?
Irackie władze podały, że podczas tureckiego nalotu zbombardowanych zostało kilka wiosek. Zginąć miała jedna kobieta. Burmistrz miasta Sankasar (na północ od kurdyjskiej Sujemanii) powiedział, że w okolicznych wsiach zniszczonych zostało co najmniej 10 domów, a ok. 200 rodzin uciekło. Zbombardowane wsie leżą ok. 100 km na południe od granicy tureckiej.
To nie koniec
Według tureckich mediów, jest to jednak pierwsza operacja z użyciem takiej liczby samolotów bojowych - w nalotach mogło ich uczestniczyć nawet 50.
Po zakończeniu nalotów zmasowany ostrzał rozpoczęły dywizje artyleryjskie, które od miesięcy rozmieszczone są wzdłuż granicy turecko-irackiej.
Turecka armia zapowiedziała, że będzie kontynuowała operacje przeciwko Kurdom z PKK na terytorium irackim. Armia na swej stronie internetowej zaznaczyła, że jej akcje zbrojne są wymierzone w siły PKK, a nie w lokalną ludność i lokalne ugrupowania - chyba że będą "podejmowały wrogie działania wobec tureckich wojsk".
Stary konflikt
Ankara od miesięcy przygotowywała się do ewentualnej operacji lądowej przeciwko PKK w północnym Iraku. W rejon granicy skierowano już 100 tys. żołnierzy, wspieranych przez myśliwce F-16 i śmigłowce bojowe.
W samym październiku tureckie wojsko przeprowadziło co najmniej 24 małe operacje przeciwko PKK na terytorium Iraku, co potwierdził zastępca premiera Erdogana - Cemil Cicek.
Tureckie śmigłowce i myśliwce F-16 atakowały pozycje PKK wewnątrz Iraku, jednak nie interweniowała piechota. Na granicy z Irakiem Turcja zmobilizowała około 100 tysięcy żołnierzy, czołgi, śmigłowce, artylerię i samoloty.
W październiku jednak, po zakończonych sukcesem rozmowach turecko-irackich napięcie zmalało. Szczególnie po deklaracjach rządu w Bagdadzie, że aresztuje przywódców irackiej PKK i postawi ich przed wymiarem sprawiedliwości.
O co walczy PKK?
Od roku 1984 Partia Pracujących Kurdystanu toczy z tureckimi siłami bezpieczeństwa walkę o autonomię południowo-wschodnich regionów kraju. Konflikt pochłonął dotychczas około 30 tys. ofiar po stronie tureckiej. Po stronie kurdyjskiej liczba zabitych może być nawet dwa razy wyższa.
Kurdowie, zamieszkujący Turcję, Irak, Iran i Syrię od lat walczą o stworzenie własnego państwa. Są uważani za największy naród, który nigdy w historii nie miał własnej państwowości. Na Bliskim Wschodzie żyje ich około 25 milionów, z tego 12 milionów w Turcji (ok. 20 proc. ludności kraju) i 5 milionów w Iraku.
Źródło: BBC, AP, Reuters, CNN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24