Jak doszło do złamania masztów na "Fryderyku Chopinie"? - To się w głowie nie mieści - tak pierwszy i drugi oficer "Fryderyka Chopina" wspominają moment, w którym doszło do uszkodzenia żaglowca.
Pierwszy oficer Mateusz Potempski podkreśla, że nie ma pojęcia, jak to się mogło stać, że żaglowiec stracił oba maszty. Nic bowiem na to nie wskazywało. - To było około godz. 7.30. Płynęliśmy sobie.... - wspomina. Sam moment, kiedy "Fryderyk Chopin" został uszkodzony podsumowuje krótko: To się w głowie nie mieści.
Drugi oficer Maciej Ostrowski dodaje: - Maszt się złamał w dwóch miejscach. Fokmaszt wisiał jakiś czas na olinowaniu, jeszcze jakieś półtorej godziny wisiał, kiwając się w nieprzyjemny sposób, no i w końcu runął.
Przerwany rejs
Żaglowiec stracił oba maszty w piątek rano przy sztormowej pogodzie (sile wiatru sięgającej 9 stopni w skali Beauforta) ok. 160 km na południowy zachód od wysp Scilly. I dlatego wymagał holowania. W poniedziałek "Fryderyk Chopin" dotarł do Falmouth, portu leżącego na południowo-zachodnim krańcu Anglii. W ciągu najbliższych dni okaże się, jak duże są straty i jak długo potrwa remont.
Na żaglowcu płynęło 47 osób, w tym 36 gimnazjalistów "Szkoły pod Żaglami", którzy udawali się w 4-miesięczny rejs na Karaiby.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Zdjęcia amatorskie z pokladu „Fryderyka Chopina”. Autorzy: Mateusz Potempski, Marcin Tyfa